Forum członków i sympatyków PTTK
login:  
hasło:  

Zgłoszenie do moderatora

Jeżeli uważasz, że ta wiadomość łamie regulamin naszego forum lub netykietę albo w inny sposób narusza zasady dyskusji - zgłoś to do moderatora.

Zgłaszana wiadomość

Temat: Re: Tysiąc kilometrów na rowerze
Autor: Elektronek
Data: 2008-05-25 16:57:26

Relacja z trzeciego dnia podróży

W sobotnią noc nie wszyscy mogli spać. Niektórzy wręcz zostali wyrwani ze snu wbrew swej woli. A ekipa uszczupliła się o jednego uczestnika rajdu.

Szpitalne perypetie
Co się stało? W zasadzie nic nadzwyczajnego. Rajdowy fotoreporter, któremu dotąd żadna choroba nie przeszkodziła dotąd w uczestnictwie w poprzednich trzech wyprawach, tym razem poległ w walce z sercowym problemem. Bogdan i Krzysztof, wyrwani ze snu jego telefonem do lekarza, szybko podjęli decyzję, by zawieźć go do najbliższego szpitala.
Po serii badań spędził pod kroplówką całą noc i ranek. Wypisany został dopiero po złożeniu solennej obietnicy, że wróci do Kalisza, by dokończyć diagnostykę i wykonać kilka poważniejszych badań. W ten sposób zakończył się udział w wyprawie jednego z jej uczestników. – Skoro brakuje mi zdrowia, nie może mi brakować rozsądku – podsumował żegnając się z żalem z kolegami. Dalej ekipa pojedzie w siedmioosobowym składzie.

Spotkanie z historią
W międzyczasie Bogdanowi udało się znaleźć sklep z akcesoriami rowerowymi. Gdy ekipa – na tym odcinku jeszcze w pełnym składzie – dotarła do Sandomierza, szybko założył nową oponę w miejsce przebitej i wraz z cyklistami z Ostrołęki i Kalisza ruszył na sandomierski zamek, a potem na starówkę.
Położona na Wzgórzu Zamkowym rezydencja renesansowa (wcześniej funkcjonująca jako gród murowany wzniesiony w czasach panowania króla Kazimierza Wielkiego), dziś urzeka pięknem, ale ma też swoją dramatyczną historię. W czasie potopu Szwedzi wysadzili zamek w powietrze, grzebiąc pod gruzami kilkuset jego mieszkańców. Choć trudno w to uwierzyć, od XIX wieku aż do roku 1959 zamek pełnił funkcję więzienia. Później przebudowano go i przystosowano do zwiedzania. Obecnie na zamku mieści się muzeum.

Trudniej, ale łatwiej
Przymusowy powrót do Kalisza fotoreportera zmienił nieco plany energetyków jadących wzdłuż Wisły. Mimo częściowego zorganizowania transportu rajdowego kolegi, ekipa kolarzy musiała na kilka godzin pozbyć się wozu technicznego. A to oznaczało, że do plecaków musieli wziąć zarówno cieplejsze ubrania, jak i więcej wody, którą dotychczas wieźli w samochodzie techniczni uczestnicy rajdu. I z takim, znacznie większym obciążeniem, musieli przejechać prawie 150-kilometrowy etap rajdu. – Mimo to etap był bardzo fajny, pogoda nam sprzyjała – powiedział Ryszard Rucki z Ostrołęki.

Bo droga była za wąska...
I znowu największy problem był z kilkoma kierowcami. Podkreślamy, że kilkoma, bo wiadomo, że tak na drodze, jak na jeziorze, szlaku w górach czy spływie rzeką – zawsze można spotkać kogoś o mniejszej kulturze podróżowania czy wypoczynku.
Mijały nas setki samochodów, niejeden z kierowców witał nas z uśmiechem lub nawet pomachał na pożegnanie, ale zdarzały się również mniej przyjazne historie. TIR wyprzedzający nas z dużą prędkością – spory kawałek dalej jechał przeciwnym pasem, zmuszając nadjeżdżającą z przeciwka kobietę do zjechania samochodem osobowym na pobocze. Nas nieprzyjaźnie potraktowali dwaj kierowcy autobusów. Choć to właśnie te pojazdy blokują nieraz drogę na długich odcinkach, najwyraźniej poczuli się lepiej, znajdując na drodze kogoś słabszego od siebie. Otrąbili nas, minęli niemal zahaczając i bezgłośnie zwyzywali za... jazdę zgodną z przepisami.

Obgryzanie kierownicy
– Zdarzyła się jeszcze jedna zabawna historia. Gdy przejeżdżaliśmy przez most na Wiśle, z naprzeciwka również jechał rowerzysta. Pewnie mieszkaniec pobliskiej miejscowości. Za nim mknęła jakaś osobówka. Gdy okazało się, że jej kierowca nie będzie mógł na moście wyprzedzać, musiał zwolnić. I w tym momencie omal sobie kierownicy ze złości nie obgryzł. Nakrzyczał na nas, nawyzywał, naszarpał się w miejscu, aż w końcu pojechał dalej – relacjonuje Ryszard Rucki.
– Dalej jechaliśmy już spokojnie – dodaje. – Było kilka dłuższych podjazdów, ale przemierzaliśmy je w miarę spokojnie. Deszczu nie było, raz po raz przeświecało słońce, więc na zmianę: zdejmowaliśmy cieplejsze kurtki i zakładaliśmy je ponownie. Dopiero przed samym Kazimierzem Dolnym zrobiło się chłodno, trochę nieprzyjemnie. Tak zajechaliśmy do miasta – wspomina energetyk z Ostrołęki.

Dzień zakończył się kolacją i spacerem po kazimierskiej starówce, słynącej z zabytków sprzed wieków. Zmęczeni jednym z najdłuższych odcinków trasy, kolarze z Kalisza i Ostrołęki po prostu położyli się spać, by zgromadzić niezbędne zapasy energii na kolejny dzień rajdu „Z prądem Wisły”.

Formularz zgłoszenia

Przedstaw się
Podaj swój e-mail
Wpisz rok założenia PTTK
zabezpieczenie antyspamowe
Uzasadnienie
Dlaczego zgłaszasz tą wiadomość?