Zgłoszenie do moderatora
Jeżeli uważasz, że ta wiadomość łamie regulamin naszego forum lub netykietę albo w inny sposób narusza zasady dyskusji - zgłoś to do moderatora.
Zgłaszana wiadomość
Temat: Re: Czym jest praca społeczna
Autor: Amotolek
Data: 2008-04-21 17:00:36
[cytat]
Lepiej być inteligentnym leniem, niż inteligentnym pracusiem.
Ci pierwsi zwykle sięgają po najwyższe stanowiska w firmie, podczas, gdy ci drudzy zaharowują się na śmierć.
Chyba, że...
Najlepszym przykładem zachowania tych dwóch grup jest długi weekend majowy.
Co robią ci pierwsi?
Oczywiście wyjeżdżają na upatrzony już dawno urlop i zawsze im się jakoś udaje wygospodarować cały tydzień.
Co robią ci drudzy?
Cieszą się, że im się uda, chociaż w długi weekend, mieć wolną sobotę i niedzielę...
Przecież ktoś musi pracować, żeby odpoczywać mógł ktoś...
Podział na inteligentnych i pracowitych, inteligentnych, ale leniwych oraz dwie pozostałe kategorie, czyli głupich i leniwych oraz głupich i pracowitych wymyślił ponoć angielski generał Montgomery. Monty wychodził bowiem z założenia, że w każdym człowieku jest mieszanka inteligencji oraz energii do działania. On chyba nie miał zbyt dużo energii do działania, co mu zarzucali amerykańscy generałowie. Zapewne zaliczał się do grona inteligentnych, ale leniwych. Jednak w czasie działań wojennych lepiej chyba sprawdzali się inteligentni pracusie...
Podział Montgomery’ego można dzisiaj z powodzeniem zastosować w świecie biznesu.
Gdy firma nie prowadzi działań wojennych lepiej mają inteligentni lenie.
Tak więc Ci pierwsi - inteligentni i leniwi, powinni zajmować najwyższe stanowiska w firmie. Przyczyna takiego postępowania nie leży w tym, że są leniwi i unikają zbyt dużej ilości pracy, ale w tym, że skupiają się tylko na najważniejszych zadaniach – priorytetach - ponieważ muszą je wykonać. W dodatku są osobami znanymi z niekonwencjonalnych pomysłów i rozwiązań ułatwiających pracę, ponieważ cały ich wysiłek umysłowy skierowany jest na poprawę efektywności działań.
Osoby głupie i leniwe mogą zajmować się tylko prostymi zadaniami, czyli takimi, których nie można nie wykonać. W dodatku tempo ich pracy musi im zostać narzucone na przykład przez taśmę, przy której pracują. Muszą oni czuć presję, w przeciwnym bowiem wypadku nie zmobilizują się do pracy na tyle, by była ona wykonana dostatecznie dobrze.
Jeżeli natomiast masz w swoim zespole osoby głupie i pracowite, to powinieneś pozbyć się ich jak najszybciej. Generał Montgomery doradzał w takim przypadku nawet rozwiązanie bardziej radykalne - wyprowadzić i przy pierwszej sposobności zastrzelić. Nie musisz tego brać dosłownie, ale pamiętaj, że obecność takich osób w zespole niesie poważne zagrożenia. Człowiek gorliwy, ale zupełnie nie rozumiejący tego, czego się od niego wymaga, może nieźle narozrabiać.
Wydawałoby się, że najlepszymi pracownikami są osoby inteligentne i pracowite. Jednak ich skłonność do nadmiernej pracy powoduje, że biorą jej zbyt dużo na swoje barki. Zawsze są zajęte, zasypane pilnymi sprawami, nigdy nie mają czasu na odpoczynek. Ich pracowitość przynosi zwykle wymierne korzyści finansowe, lecz dzieje się to kosztem życia osobistego i relacji z podwładnymi.
Oczywiście trudno oczekiwać, żebyś miał wpływ na osobowość. Już się ukształtowała i nie ma na to rady. Jeżeli nie jesteś inteligentnym leniem, tylko inteligentnym pracusiem to masz niestety przechlapane. Jeśli więc jesteś osobą bardzo sumienną i zaangażowaną w to, co robisz oraz niezależnie od okoliczności doprowadzasz działania do końca - bo jak mus to mus - pozostaje ci tylko znaleźć sobie jakiś sposób na oderwanie się od codzienności, gdyż w przeciwnym razie zaharujesz się na śmierć.
Sprawdź, czy jesteś na dobrej drodze do zaharowania się na śmierć - przeczytaj poniższe zdania i zastanów się, czy w Twoim przypadku są one prawdą czy fałszem.
1. Zwykle nie odmawiasz wykonania zadania, o które Cię ktoś prosi, nawet, gdy termin lub cel wydają się nie do końca realne.
2. Rzadko kiedy przyjmujesz pomoc od kolegów czy też podwładnych.
3. Nie lubisz się dzielić obowiązkami. Masz wówczas wrażenie, że zadanie może zostać gorzej wykonane, choć przekazanie części obowiązków zmniejszyłoby Twoje obciążenie.
4. W związku z tym, że zwykle nie odmawiasz wykonania zadań, z czasem spada ich na Ciebie coraz więcej, aż Cię zaczynają przytłaczać.
5. Zbyt mało czasu poświęcasz szkoleniom własnym oraz podległych Ci pracowników.
Jeśli większość powyższych stwierdzeń opisuje Twoje zachowania to albo już zostałeś pracoholikiem, albo jesteś na dobrej drodze by się nim stać.
Gdy czujesz, że twoje życie zaczyna przypominać zachowanie chomika, który cały czas kręci się w swoim kołowrotku, to czas wymyślić sposób, w jaki można się z tego niebezpieczeństwa wyzwolić.
Trzeba sprawić, by ten chomik, zasuwający w swoim kołowrotku, zaczął przypominać człowieka. Jeszcze nie normalnego, wyluzowanego gościa, który po pracy ma czas, by pograć w tenisa i wyskoczyć z przyjaciółmi na kolację, któremu głowa nie pęka od nierozwiązanych spraw zawodowych. Na początku przekształcania chomika w człowieka wystarczy osiągnąć etap pływaka, który po długim bezdechu pod wodą wynurza głowę na powierzchnię i z ulgą łapie powietrze, patrząc rozkojarzonym wzrokiem dookoła. Albo osiągniemy etap człowieka, który cudem uniknął śmierci, i który nagle dostrzega jak piękny jest świat wokół niego. Zaczyna uśmiechać się do ludzi, przyglądać z zachwytem krzakom bzu, mijanym w drodze do pracy przez ostatnich 20 lat, czekać na zachód słońca. Dlaczego wcześniej tego nie dostrzegałem - zadaje sobie pytanie, a wszyscy zabiegani ludzie wokół niego zaczynają traktować go jak jakiegoś dziwaka. Trudno się im zresztą dziwić, bo oni są jeszcze w stadium chomika i zasuwają w swoim kołowrotku, nie dostrzegając niczego innego poza rutynowymi i nie rutynowymi obowiązkami, które z biegiem czasu stają się głównym sensem ich życia.
Jak nie stać się pracoholikiem?
Jak tego uniknąć?
Dobre pytanie.
Pewnie, gdyby to było takie proste, to wiele osób nie brałoby antydepresantów, nie chodziłoby na terapię i zapewne nie byłoby tak dużo alkoholików.
Chyba po prostu trzeba znaleźć sposób - i to każdy musi zrobić sam - który pozwoli utrzymać równowagę pomiędzy pracą a resztą życia. Nie tylko w pracy musisz mieć cele, które Cię napędzają. Gdy zamkniesz drzwi swojego gabinetu, opuścisz gmach firmy i wkroczysz w swój prywatny świat, to w nim również musisz mieć jakiś cel. Nie może nim jednak być nabranie sił przed kolejnym dniem wytężonej pracy.
Mój przyjaciel z zawodu prawnik jest zapalonym żeglarzem.
Co roku wypływa w daleką podróż, po morzu, odrywającą go całkowicie od codziennej pracy. Cały rok żyje nie tylko pracą, ale i planowaniem rejsów, które w najbliższych latach zrealizuje. Słuchając go, zawsze mam przekonanie, że jest bardziej żeglarzem niż prawnikiem, mimo, iż lubi zajmować się prawem i rozwiązuje wiele trudnych spraw. Mogę się jednak założyć, że gdyby kiedyś stanął przed wyborem: prawo albo żeglowanie, to bez chwili zawahania wybrałby żeglowanie i nie tęskniłby do kodeksów oraz sal sądowych.
Każdy z nas powinien mieć takie hobby, które napędzałoby go do myślenia nie tylko o pracy oraz dawało możliwość ucieczki, a czasem tylko oderwania myśli i spojrzenia z dystansem na ten cały galimatias, w którym żyjemy.
A co robić w pracy, aby się nie zaharować się nawet wtedy, gdy jesteśmy pracusiami?
Wykonuj tylko zadania priorytetowe, które doprowadzą Cię do wyznaczonego celu. Wszystkie pozostałe prace deleguj na pracowników, szczególnie zaś te, w których nie jesteś specjalistą.
Łatwo powiedzieć - deleguj!
Ale Ty przecież delegować nie chcesz, bo czas, który poświęcisz na nauczenie innych porządnego (według Ciebie) wykonywania tych czynności będzie dłuższy, niż, gdybyś zrobił je sam. Poza tym... lubisz przecież pracować.
I tu jest „pies pogrzebany”.
Po prostu lubisz pracować.
Czas sobie z tego wreszcie zdać sprawę. Praca sprawia ci przyjemność. Lubisz kreować nowe rzeczy i robisz to własnymi rękami bo wtedy czujesz satysfakcję. Bo co to za satysfakcja, gdy to ktoś inny będzie realizował ciekawe zadania, a Ty staniesz się zwyczajnym biurokratą...
Co ma zrobić inteligentny pracuś, żeby nie zaharować się na śmierć i mieć przekonanie, że wszystko w firmie działa tak, jak gdyby on czuwał nad każdym drobnym nawet zadaniem?
Stworzyć system.
O systemie pisałem już wiele razy i pewnie zaraz mi ktoś zarzuci, że się powtarzam.
Cóż przyznać muszę, że system to mój konik.
Stworzenie odpowiedniego systemu spowoduje, że nie trzeba pilnować każdego pracownika, przyglądać się każdej z wykonywanych w firmie prac i spokojnie pojechać na urlop (powiedzmy na długi weekend majowy) z czystym sumieniem, że nic w czasie naszej nieobecności się nie zawali. Wtedy firma może świetnie bez nas funkcjonować. Dobry system może też zagwarantować firmie jasną przyszłość.
Jak to jest z systemem, a właściwie jest z jego brakiem, pokazuje stan naszej piłki nożnej na 4 lata przed organizacją Mistrzostw Europy.
Nie chodzi mi tu o stadiony, których nie ma, ani autostrady, których pewnie się nie doczekamy. Chodzi mi o samych piłkarzy. Mamy teoretycznie tysiące działaczy (patrząc przynajmniej przez pryzmat biletów na najbliższe finały Mistrzostw Europy w Austrii i Szwajcarii, których lwią część zatrzymał nasz rodzimy związek piłkarski), którzy powinni zadbać o stworzenie systemu przygotowania młodych piłkarzy.
Czytałem we wczorajszym Dzienniku, że Francuzi już na kilka lat przed Mistrzostwami Europy, które organizowali, stworzyli ośrodek dla młodych piłkarzy (siedem pełnowymiarowych boisk, nowoczesną siłownię, gabinety odnowy, zebrali najlepszych szkoleniowców), czyli zrobili to wszystko, o czym mogą tylko pomarzyć kluby z naszej ekstraklasy). Zebrali tam najlepszych, najbardziej obiecujących młodych piłkarzy i stworzyli z nich mistrzów. Widać, że budowania systemów powinniśmy uczyć się od Francuzów. W podobny sposób zajęli się tenisistami, o czym pisałem jakiś czas temu. Ale, żeby stworzyć taki system trzeba współdziałania na skalę kraju.
Czy jedna osoba może stworzyć system?
Może się starać.
I to właśnie jest droga dla inteligentnych pracusiów.
Żeby nie zaharować się na śmierć.
Znowu przykład z Dziennika - Juergen Klinsmann - poprzedni trener reprezentacji Niemiec w piłce nożnej - na kilkanaście miesięcy przed mistrzostwami świata w piłce nożnej, odbywającymi się dwa lata temu w Niemczech, namówił trenerów klubów w Bundeslidze, żeby ci wstawili najzdolniejszych, młodych piłkarzy do składu i zaufali im nawet wtedy, gdy ci będą mieli gorszy dzień. To był taki pseudosystem, ale pomógł, bo na mistrzostwach trener miał do swojej dyspozycji kilku młodych gwiazdorów, grających regularnie w swoich klubach.
Podobną drogą, czyli takiego półsystemu (bo ile jest w stanie zrobić jeden człowiek), idzie Leo Beenhakker.
Nie zadawala się wybieraniem spośród teoretycznie najlepszych piłkarzy, seniorów, grających za granicą, albo przynajmniej w każdej kolejce naszej ekstraklasy. Szuka młodych, obiecujących, którzy często nie mają nawet pewnego miejsca w swoich klubach i próbuje ich uczyć, na czym polega jego wizja futbolu. Buduje z nich drużynę, organizuje im mecze międzypaństwowe i dzięki temu ma zaplecze, z którego zbuduje drużynę na eliminacje do mistrzostw świata w 2010 r., czy do mistrzostw Europy w 2012 r. Jeździ, szuka, a jak kogoś wypatrzy, to powołuje.
Okazuje się, że nawet jeden człowiek, jeśli ma pomysł, jest pracowity oraz ma kilku zaangażowanych pomocników, jest w stanie wypracować system. Oczywiście ten system byłby pełniejszy, gdyby miał zaplecze w postaci wcześniejszego szkolenia najmłodszych piłkarzy i był oparty nie tylko na obserwacjach kilku ludzi, ale na całych procedurach rekrutacyjnych, które zaczynałyby się już w szkołach. Ale trudno przecież wymagać, żeby tych kilku ludzi pod wodzą holenderskiego szkoleniowca, zaczynało rewolucjonizować wszystkie etapy szkolenia piłkarzy w naszym kraju. Póki istnieje choć taki system, jest gwarancja, że będzie istniało zaplecze podstawowej „11”, składające się z młodych, utalentowanych piłkarzy.
System Beenhakkera polega jak widać (a potwierdziła to obecna selekcja przed wyjazdem na Euro do Austrii i Szwajcarii - najpierw wybór 32 piłkarzy, potem zawężenie do 25, by ostatecznie zabrać ze sobą tylko 23) na tym, że zawsze chce mieć do dyspozycji większą grupę piłkarzy, z których w danym momencie może wybrać najlepszych.
A jaki system sprawdziłby się w Twojej firmie?
Pozdrawiam
Daniel Sukniewicz
[/cytat]
A co sie moze sprawdzić w PTTK? Pozdro tur-kraj ANT:-)