Forum członków i sympatyków PTTK
login:  
hasło:  

Zgłoszenie do moderatora

Jeżeli uważasz, że ta wiadomość łamie regulamin naszego forum lub netykietę albo w inny sposób narusza zasady dyskusji - zgłoś to do moderatora.

Zgłaszana wiadomość

Temat: Re: Znalezione w necie:-)
Autor: Amotolek
Data: 2008-01-27 18:01:32

[cytat]

Kto decyduje o Placu Defilad? 2008-01-27

Z nową siłą wybuchła dyskusja na temat planu zagospodarowania Placu Defilad w Warszawie. Co zdziwiłoby w niej najbardziej przybysza z innego miasta? W dyskusji niemal nie zabierają głosu wybrani demokratycznie samorządowcy, choć przygotowanie uchwały rady miejskiej o miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego powinno być tym etapem budowy miasta, na którym odbywa się główna debata publiczna.

Jak podają media, prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz we wtorek 22 stycznia 2008 roku podjęła decyzję o zmianie miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego Placu Defilad. Obowiązujący obecnie plan, uchwalony pod rządami PiS, grzeszy banalnością niegodną jednego z najważniejszych miejsc stolicy i kraju. Prezydent miasta Lech Kaczyński wyrzucił bowiem do kosza przygotowywany przez dziesięć lat projekt planu autorstwa Andrzeja Skopińskiego i Bartłomieja Biełyszewa, którzy wygrali konkurs architektoniczny w 1992 roku, i przygotował naprędce nowy. Hanna Gronkiewicz-Waltz od roku zapowiadała zmianę tego planu idącą z powrotem w kierunku projektu Skopińskiego i Biełyszewa, a teraz od zamiaru odstąpiła, proponując tylko niewielką korektę planu.

Kluczowym elementem koncepcji Skopińskiego i Biełyszewa był pomysł korsa, czyli bulwaru okrążającego Pałac Kultury. Przez kilkanaście lat toczyły się dyskusje, czy wokół bulwaru ma być zabudowa niska czy wysoka, czy samo korso ma być dostępne dla ruchu samochodowego czy tylko pieszego, ale dla mnie najważniejszą zaletą istnienia korsa była możliwość przywrócenia na terenie Placu Defilad przedwojennego przebiegu ulic - przecznic Marszałkowskiej. Ulice Sienna (Sienkiewicza), Złota i Chmielna są przez Plac Defilad sztucznie przecięte, zachowując od czasów przedwojennych ciągłość numeracji po obu stronach placu.

Uchwalony przez radnych PiS plan przewiduje przecznice Marszałkowskiej w nowych przebiegach. Nie będą więc one stanowić przedłużenia istniejących na zewnątrz placu ulic. Chmielna na zawsze już będzie miała przetrącony kręgosłup, choć powinna obustronnie krzyżować się z Marszałkowską, tak jak to było do końca lat 1940-ych. Przepadnie też skrzyżowanie Marszałkowskiej z Sienkiewicza i z Sienną, będącą przedłużeniem Sienkiewicza na terenie placu. Odtworzeniu tych skrzyżowań miało sprzyjać proponowane obniżenie klasy ulicy Marszałkowskiej. Urzędnicy Lecha Kaczyńskiego poszli jednak na łatwiznę i z korsa w ogóle zrezygnowali. W tej sprawie złożyłem nawet w 2005 roku jako radny formalną uwagę do projektu planu. Miałem nadzieję, że nowa ekipa po wygranych przez PO wyborach do sprawy powróci.

„To ciekawy, dość rewolucyjny i jednocześnie trudny w realizacji pomysł. Mnie się podoba, ale większa część zarządu miasta skłaniała się do wersji drugiej” - mówi zastępca prezydenta miasta Jacek Wojciechowicz (PO) o projekcie z korsem i bez. Chcę zapytać: jakiego zarządu? O projekcie planu, który jest przedkładany radzie miasta, zgodnie z ustawą decyduje jednoosobowo prezydent miasta, który nie ma prawa spychać odpowiedzialności za podjętą decyzję na żaden „zarząd”. Prezydent może ewentualnie swoje decyzje w sprawie planu uzgadniać z zajmującym się tą tematyką zastępcą oraz z radnymi z Komisji Ładu Przestrzennego - tak się właściwa komisja w stołecznym samorządzie nazywa.

Tymczasem dowiadujemy się, że zastępca prezydenta zajmujący się zagospodarowaniem przestrzennym - to właśnie Wojciechowicz - jest przeciwny podjętej przez „zarząd” decyzji. Zdania Hanny Gronkiewicz-Waltz ani radnych nie znamy. W publicznej dyskusji, bo taka się i owszem toczy na łamach stołecznych mediów, zabierają głos architekci i dziennikarze. Radni nie mają nic do powiedzenia, choć to oni będą głosować nad planem i to oni, demokratycznie wybrani, powinni teraz nadawać ton debacie, prezentując zróżnicowane poglądy swoich wyborców. Taki jest teoretycznie sens całej skomplikowanej procedury uchwalania miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego.

Coś złego dzieje się z warszawskim samorządem. Większość radnych nie wypowiada się w ogóle w najważniejszych dla miasta sprawach, są zapewne i tacy, którzy nie wypowiadają się w żadnej sprawie, wiernie tylko wypełniając w głosowaniach polecenia partyjnej centrali. Zostaną za to docenieni, otrzymując w kolejnym rozdaniu nagrodę w postaci dobrego miejsca na liście. Przyznać jednak trzeba, że jest tak nie od dziś. Zasadę „głosujemy, nie dyskutujemy!” wprowadzili jeszcze działacze AWS.

Wracając do nowego projektu planu, ma on oczywiście swoje zalety. Zrezygnowano z budzącego powszechne oburzenie pomysłu zabudowy części parku przy Świętokrzyskiej. Ustalono możliwość wysokiej zabudowy od strony Emilii Plater, nawiązującej do zabudowy okolic Ronda ONZ. Niestety, pozostawiono niezmienioną koncepcję otoczenia projektowanego placu pomiędzy Pałacem Kultury a Marszałkowską, zwanego agorą, przez budynek Kupieckich Domów Towarowych z jednej strony i Muzeum Sztuki Nowoczesnej z drugiej.

Projekt Muzeum Sztuki Nowoczesnej o urodzie silosu zbożowego, wyłoniony w konkursie w lutym 2006 roku, od początku budził kontrowersje. Prostopadłościenna bryła projektu, zaopatrzona przez złośliwych internautów w wielkie logo jednej z sieci hipermarketów, łudząco przypomina estetyką blaszak, którego miejsce na Placu Defilad ma zająć. Tajemnicą władz Warszawy pozostaje, dlaczego przez 11 miesięcy (!) nie były w stanie podpisać z autorem projektu umowy, twierdząc przy tym, że projekt jest świetny i konkurs wygrał zasłużenie.

Budynek Kupieckich Domów Towarowych z kolei ma być składkowym przedsięwzięciem kupców handlujących obecnie w blaszanej hali mydłem i powidłem, z przewagą tanich ciuchów. Nie rozumiem, dlaczego w samym sercu stolicy Polski ma stać takie coś.

Te obiekty przesądzą o europejskim blichtrze i polorze naszej metropolii.

Nie ma szczęścia Warszawa do kwartału pomiędzy Alejami Jerozolimskimi, Emilii Plater, Świętokrzyską i Marszałkowską. To nie wojny i okupanci doprowadzili do upadku ten teren, mający warunki, by stać się ścisłym centrum Warszawy - tak je zresztą nazwał prezydent Paweł Piskorski w projektach wyrzuconych przez Kaczyńskiego do kosza - to my sami...

Nie zrzucajmy winy na Niemców, że zrównali ten teren z ziemią. Spora część zabudowy po wojnie ocalała i została rozebrana dopiero pod budowę Pałacu Kultury (w kamienicach na terenie dzisiejszego Placu Defilad toczy się część akcji „Złego” Tyrmanda). I nie zrzucajmy na Rosjan, że ustawili nam w tym miejscu Pałac Kultury. Lokalizacja przy Marszałkowskiej została samodzielnie zaproponowana przez rząd PRL. Co więcej, sowiecki architekt Lew Rudniew proponował, by Pałac miał wysokość 100-120 metrów („to dobra wysokość dla sylwety-dominanty Warszawy” - przekonywał). To Polak Józef Sigalin, ówczesny naczelny architekt miasta, wymógł zwiększenie do 210 metrów, chcąc przebić wysokością przedwojenny wieżowiec Prudentialu (dziś hotel „Warszawa”).

A teraz sami sobie zbudujemy tu halę targową i silos.

Autor: Maciej Białecki [/cytat]

I tak na pytanie, kto decyduje o centrum "stolycy" a takze kraju -wydawałoby się, ze odpowiedź jest: "bufetowa"! Ale po starannym przeczytaniu tego co wyzej, to nie jest juz takie pewne!

A dla ciekawości procesowej - kto decyduje o kształcie i sposobie zarzadzania PTTK?

Tu może paść ciekawa odpowiedź! :-)

Z turystycznym pozdrowieniem ANT:-)

Formularz zgłoszenia

Przedstaw się
Podaj swój e-mail
Wpisz rok założenia PTTK
zabezpieczenie antyspamowe
Uzasadnienie
Dlaczego zgłaszasz tą wiadomość?