Zgłoszenie do moderatora
Jeżeli uważasz, że ta wiadomość łamie regulamin naszego forum lub netykietę albo w inny sposób narusza zasady dyskusji - zgłoś to do moderatora.
Zgłaszana wiadomość
Temat: Re: Unijna Komisja robi porządek
Autor: Przodownik 1811
Data: 2007-10-27 11:50:32
Tu mamy lepsze przykłady smędzenia
[cytat]Witam wszystkich serdecznie.
Gdy emocje juz opadły jak po wielkiej bitwie kurz, zasiadłem do pisania tej
wiadomości. Miałem nie pisac nic, ale tak troche ku przestrodze innych
przewodników, badz przyszłych przewodników starających sie o zdobycie badz
rozszerzenie uprawnien przed komisja rzeszowska. No tak emocje juz opadły bo
byłem na takim egzaminie na rozszerzenie uprawnien prawie dwa tygodnie temu
w sobote i niedziele i pozostał po tych dwóch dniach zmagań (bitwy), ogromny
niesmak...Wiem nie powinno sie s.... we własne gniazdo, ale skoro boli to
napisze jak było....Zaczeło sie egzaminem teoretycznym w piątek o godzinie
11 jakby nikt ze zdających nie pracował, ale dobrze i tu niespodzianka nie
zdało chyba 4 osóby na 20 startujących. Nie pisze tylko w swoim imieniu ale
wiekszej grupy "zniesmaczonych" Uzyskałem na tescie maksymalną liczbe
punktów, a na odpowiedziach ustnych też mi dobrze poszło mimo zaskakujących
pytań. W sobote wyruszyliśmy na trase egzaminu juz w zmniejszonej grupie i
jeszcze dwie nastepne sie nie zgłosiły. Egzamin rozpoczał sie od Pilzna,
jechalismy w strone Wojnicza Nowego Sącza jako że był to egzamin na obszar
Beskidów od Sądeckiego po Żywiecki. Atmosfera jaka zapanowała tego dnia była
fatalna, komisja przerywała wypowiedzi kursantów, chodziła po autobusie i
dopytywała indywidualnie o różne dziwna rzeczy choć nie wiem czy wszystkich
o to samo bo rozmów w cztery oczy nie da sie sprawdzić...nie wiem czy tak
można na egzaminie bądz co bądz państwowym...Musze sie przyznać że mimo że
jestem przewodnikiem beskidzkim to dałem sie tak zestresować że przez cały
dzień do 19 nie zjadłem nawet kromki i nie wypiłem łyka herbaty, i to nie
tylko ja. Wszyscy siedzieli z mapami w garsci i doczytywali w panice. Na
poczatku była jeszcze jakaś kolejność wywoływania ale póxniej na kogo los
padnie było wielką niewiadomą...choc mam wrażnienie czy bardziej odczucie
czy aby dla wszystkich to było niewiadomą....Mieliśmy zaplanowane przejscie
trasa ze Szczawnicy przez Sokolice i dalej przez Trzy Korony do Sromowiec a
tu niespodzianka kolejna zreszta, zmiana trasy egzaminacyjnej i zamiast
panoramek z Sokolicy czy Trzech Koron mieliśmy panoramki z Szafranówki i
przejscie innym szlakiem....i podczas prowadzeniana trasie, choć nie wszyscy
prowadzili, dalej były wyrywkowe kontrole indywidualne np. miałem takie
pytanie co to za roslinka, uschnieta bez lisci i kwiatów?? Komisja była
nastawiona nie na sprawdzenie naszej wiedzy, ale na udowodnienie że niewiele
wiemy, co nam zresztą ukazywała na każdym kroku nie szczędząc złośliwości i
dezaprobaty do stanu naszej wiedzy...a wracająć do tej roslinki rozkruszyłem
ją i powachałem i okazało sie po zapachu że to dziurawiec, czym zaskoczyłem
egzaminatora...ale akurat roslinki i ptaszki i zwierzatka to moje hobby...
Co wiedziałem to mówiłem co nie to nie, nie byłem przygotowany na opisywanie
dróg dojazdowych do różnych miejsc w Beskidzie Niskim, oczekiwałem raczej
pytań z tereny zdobywanych uprawnien, o Beskid Żywiecki nikt mnie nie
zapytał....po tym egzaminie pozostał mi ogromny niesmak co do sposobu
przeprowadzenia egzaminu a a niektóre koleżanki szukały pomocy u psychologa.
Nie był to miły widok patrzec na poniżane i stresowane
"piećdziesieciolatki".....W związku z tym może warto sie zastanowić czy nie
warto zdawać takich egzaminów w wiekszych miastach...bo hm na prownicji jak
jest każdy widział...może w Krakowie byłoby obiektywniej....
Ech z przewodnickim pozdrowieniem....[/cytat]
źródło => http://niusy.onet.pl/niusy.html?t=artykul&group=pl.rec.gory&aid=64150336
I kolejny przykład.
[cytat]Ja na szczęście z w/w komisją do czynienia nie miałam, ale pamiętam
opowieści kolegów sprzed paru lat, również dotyczące nieco dziwnej
"atmosfery" na egzaminie. Motto komisji brzmiało mniej więcej: "Jak się
mieszka tak daleko od gór [w Wawie], to nie można nic o górac wiedzieć". Co
komisja starała się egzaminowanym udowodnić - np. w Sanoku padały pytania o
tablicę pamiątkowe, nie bardzo związane z historią terenu, takie typu: "w
XX rocznicę wydarzenia Y wdzięczni mieszkańcy Sanoka..". Tablice były
zazwyczaj całkiem świeże - w sam raz do udowodnienia, że jak się rzadko w
górach bywa, to się ich nie zna. W Jabłonkach zażyczono sobie nieomalże
"odegrania" śmierci pewnego generała, co to się kulom nie kłaniał,
opowieści zdających o (prawdopodobnym) przebiegu wydarzeń były przerywane:
"Nie, nie, no przecież w 'Łunach w Bieszczadach' to jest opisane
inaczej..'.
"Dołowanie warszawki" dało się wyjaśnić uczestnictwem w egzaminie grupki
lokalnych przewodników z gwiazdą egzaminu, panią Zosią. Pani Zosia co
prawda dostała strasznej zadyszki na podejściu z rynku pod kirkut w Lesku,
co prawda w autokarze opowiadała grupie, jak to "zaraz zobaczymy ratusz w
Jaśliskach", czego koleżanka z "warszawki" nie omieszkała sprostować -
egzamin odbywał się po tym, jak ratusz przestał istnieć - ale pani Zosia
znała komisję. I tak podczas obiadu "zamiejscowi" siedzieli sobie osobno, a
pani Zosia and Co. - z komisją, podobnie było wieczorem, kiedy komisja i
lokalni zdający urządzili sobie wspólny 'wieczorek..'. Nie muszę dodawać,
że "warszawka" i inni zamiejscowi uwalili prawie wszyscy, a taka pani Zosia
- nie. Z obserwacji kolegów wynikało, że komisja i lokalsi po prostu bali
się dopuszczenia "konkurencji" - a jaką konkurencję dla przewodników PTTK z
Leska czy Sanoka, jeżdżących głównie z wycieczkami szkolnymi mogą stanowić
studenccy przewodnicy z Warszawy czy Lublina, chyba nie muszę mówić..
Podsumowując: jak się kogoś chce udupić, to nie ma siły - zawsze znajdzie
się sposób. Niesmak budziło głównie ewidentnie nierówne traktowanie
"miejscowych" i "przyjezdnych", wyraźna skłonność komisji do korzystania z
"jedynie słusznych" źródeł (podobno wyjątkowo źle widziane były wszelkie
przewodniki "Rewasza") i koncentrowanie się na nieistotnych, zupełnie
drugorzędnych szczegółach - no ale cóż, skoro wspomniana pani Zosia wyznałą,
że po górach to ona już ho-ho nie chodziła..[/cytat]
źródło => http://niusy.onet.pl/niusy.html?t=artykul&group=pl.rec.gory&aid=64494388
No i jeszcze moje zdanie, do którego podaję linka => http://www.ksp.lanet.wroc.net/poczatki.htm