Zgłoszenie do moderatora
Jeżeli uważasz, że ta wiadomość łamie regulamin naszego forum lub netykietę albo w inny sposób narusza zasady dyskusji - zgłoś to do moderatora.
Zgłaszana wiadomość
Temat: Re: Sens uprawnień państwowych
Autor: ~Góral sudecki
Data: 2004-09-24 10:42:15
Oj....
zacznę od tego, że tej chwili wiekszość spraw (no, może pół na pół)jest bez ławników ;-). Po drugie ławnicy baaaardzo rzadko mają realny wpływ i na sam proces i na wyrok ;-) Jest to pewnego rodzaju fikcja, nie boję się tego słowa użyć. A pieniądze? Chyba ze 40 złotych za dzień, co przy dziesięciu dniach (który ławnik tyle ma???) daje zawrotną sumę 400 zł ;-). Czyli brak wynagrodzenia niczego nie utnie.
"Ale prowadzenie po górach też???".
No to Łukaszu, problem jest w końcu w przymusie przwodnickim czy w przymusie licencyjnym, bo juz się pogubiłem biorąc pod uwagę naszą wcześniejszą dyskusję. Ja stawiałem raczej na przymus przewodnicki.
"Wszak człowiek to jest taki głupiutki, że tylko urzędnicy mogą mu wskazać, kto bezpiecznie z nim wejdzie na Tarnice w Bieszczadach."
Przecież wiesz, że to nie urzędnicy egzaminują ;-)
Dla mnie sprawa jest prosta - chcę być lekarzem - studiuję na AM i robię specjalizację (koszty niewyobrażalne, czas okrpnie długi, stresy przepotworne). Chcę być adwokatem - studiuję prawo i robię aplikację(okoliczności podobne jak u lekarzy). Chce byc przewodnikiem - kończę kurs (ucząc się) za kilkaset złotych i więcej (nie licze dojazdów, bo i tak w przypadku studiów, o ile studiuje się poza domem, będą one wyższe) zdaję egzamin i mam uprawnienia. To i tak najłatwiejsza droga do zdobycia zawodu. W czym problem?
Andrzej