Zgłoszenie do moderatora
Jeżeli uważasz, że ta wiadomość łamie regulamin naszego forum lub netykietę albo w inny sposób narusza zasady dyskusji - zgłoś to do moderatora.
Zgłaszana wiadomość
Temat: Re: Sens uprawnień państwowych
Autor: Łukasz Aranowski
Data: 2004-09-23 09:31:19
Witam!!!
Twój list przeczytałem wczoraj wieczorem i długo zastanawiałem się jak Ci na niego odpowiedzieć - zgodnie, czy zadziornie. Wybrałem drogę po środku.
To znaczy najpierw odpowiem w stylu umiarkowanym - pod publiczkę:
Otóż porównywanie zawodów przewodnika i lekarza jest delikatnym nadużyciem. Z usług lekarza każdy z nas musi prędzej czy później skorzystać. Z usług przewodnika nie. Wyjaśnił to szerzej inny dyskutant, który Ci odpowiedział i z którego pierwszą częścią listu muszę się zgodzić.
Natomiast teraz usłyszysz to co naprawdę myślę na ten temat, a jest niestety zupełnie OT... :-)
> Natomiast jezeli walczysz z monopolem przewodnickim w ogole, to...
> musisz walczyc z calym swiatem:
> z lekarzami bo maja monopol na leczenie, z adwokatami
> bo maja monopol na bronienie (...)
Sam widzisz Krzyśku, że chodź usiłujesz sprowadzić moje poglądy do absurdu, to niechcący oddajesz mi pewną przysługę. Bowiem napisałeś dokładnie to co w rzeczywistości wyznaję. Otóż jestem przeciwnikiem WSZELKICH uprawnień państwowych w dziedzinach innych niż wojsko, policja i sądownictwo (ale tutaj chodzi wyłącznie o sędziów i prokuratorów oskarżających w imieniu państwa).
Po sprywatyzowaniu szkolnictwa, służby zdrowia itd. właściciel danej placówki na stanowiska lekarza, nauczyciela itp. mógłby zatrudnić kogokolwiek. Oczywiście jakby zatrudnił jakiegoś wiejskiego znachora jako ordynatora oddziału internistycznego natychmiast w lokalnej gazecie ukazałby się wielki nagłówek w stylu "Znachor ordynatorem!" itd. Pół biedy, że straciłby pacjentów - przede wszystkich, żadna firma ubezpieczeniowa nie podpisałaby z nim umowy na leczenie ludzi ubezpieczonych w tej firmie. A to rozłożyłoby placówkę w trzy sekundy. Ot, potęga wolnego rynku...
A wtedy środowiska dużo bardziej dbałyby o jakość niż teraz. Pomijam to, że byłoby dużo ośrodków wydających mniej lub bardziej prestiżowe dyplomy np. lekarskie (tak jak z przewodnikami parę lat temu!).
Podam Ci przykład takiej społecznej kontroli z naszej szarej rzeczywistości:
Jak sądzisz - co bardziej przyczyniło się do poprawienia warunków bytowych dzieciaków na koloniach:
a) kontrole sanepidu czy kuratoriów,
b) parę nagłośnionych reportaży z takich kolonii i donosy rodziców do mediów?
Zresztą wczoraj w "Uwadze" na TVN-ie był inny znakomity przykład skuteczności państwowego dbania o nas (tu akurat dotyczył higieny w fast-foodach) - nawet po zgłoszeniu przez dziennikarzy sprawy do Sanepidu nie było żadnych konsekwencji. I to sa dobitne przykłady, że jakość usług gwarantuje tylko wolny rynek i kontrola wolnych mediów. Fast-foody, przewodnicy czy nawet kolonie to pikuś, ale szkoły i szpitale byłyby naprawde pod niezłym nadzorem. :-)
I wracając do turystyki:
Jestem ciekaw które biuro podróży zatrudniłoby wtedy kiepskiego przewodnika (nawet z dowolną liczbą papierków) i ryzykowałoby reportaż w "Uwadze", nagłówek w "SuperEkspresie" czy innym tego typu medium... :-)
Pozwólmy ludziom samym wybierać u kogo chcą się leczyć, uczyć, robić zakupy, jeść, z kim chcą jeździć w góry, na kajaki itd. Gwarantuje Ci, że wybiorą lepiej niż zatrudnieni w ich imieniu urzędnicy.
Pozdrawiam,
Łukasz