Witam!
Ech... Temat rzeka...
Ciekawe, że ciągle są ludzie, którzy mają złudzenia i wierzą w "misję schroniska PTTK".
[cytat][b]Żeby schronisko było schroniskiem[/b]
[i]2011-04-07[/i]
Do napisania tego tekstu zainspirowały mnie niedawne wydarzenia w schronisku na Markowych Szczawinach, które leży w masywie Babiej Góry. Nasza dwudziestoosobowa grupa zostawiła w jadalni produkty na wspólne śniadanie, które planowaliśmy zacząć przygotowywać o godz. 7:00. Niestety wspólna jadalnia jest otwierana o godz. 8. Pracownik schroniska rozmawiał z „naszymi", wiedział, że dostęp do naszej żywności jest ważny - mimo to odmówił pomocy. Skutkiem jego postawy był opóźniony wymarsz i spóźnienie na Mszę Św. u krakowskich Dominikanów. Cóż, godziny otwarcia okazały się ważniejsze niż wyjście naprzeciw potrzebom wykwalifikowanych turystów.
Murowaniec: piękny sierpniowy poranek, kilka minut przed szóstą. Wraz z przyjaciółką cicho zamykamy za sobą drzwi by ruszyć w kierunku Czarnego Stawu. Przed schroniskiem stoją taternicy, którzy noc spędzili na ławeczkach pod oknami - bez rezerwacji raczej nie pozwolono by im zanocować w środku. Mają kuchenkę spirytusową i upragniony wrzątek... z wielką przyjemnością częstujemy się gorącą herbatą. „W tym schronisku nie mamy na niego szans przed 7:30" - mówię wdzięczna. „To jest schronisko? To jakiś pensjonat!" - odpowiada oburzony taternik. Widzę, że się rozumiemy. Wymieniamy jeszcze uwagi na temat przytulnych schronów na Kaukazie, niebezpieczeństw Kościelca który zdobyłyśmy z M. dwie godzinki później - i każde poszło w swoją stronę. Rozmowę jednak zapamiętałam, więc przytaczam.
Obie scenki ilustrują zjawisko, któremu chciałabym się przyjrzeć w niniejszym artykule - powolnej przemiany przytulnych i prosto urządzonych schronisk na komfortowe i drogie hotele. Miejsca coraz mniej przyjazne obarczonemu ciężkim plecakiem turyście, który marzy tylko o miejscu do spania (choćby i „kawałku podłogi"!), prostym i ciepłym posiłku wieczorem i wrzątku wcześnie rano. Miejsce górskiego noclegu powinno pasować „klimatem" do miejsc po których wędrujemy - jednak coraz częściej po przekroczeniu progu schroniska mam wrażenie, że znalazłam się w zupełnie innym świecie. A przecież świadomie nie decyduję się na wynajęcie kwatery na Krupówkach.
O wspomnianym wyżej Murowańcu i zakazie nocowania na podłodze, obowiązującym od 2007 roku (oficjalny powód: przepisy przeciwpożarowe) napisano już wiele. Wielu spotkałam na szlakach turystów, którym schronisko odmówiło schronienia, nawet jeśli oznaczało to dla nich wędrówkę w nocy do Kuźnic w terenie - dodajmy w terenie, gdzie niedźwiadki specjalnie nie obawiają się podejść do ludzi. Zakaz pozostał - a Murowaniec dzięki wspaniałej lokalizacji wciąż ma się dobrze. Latem ci, którzy zrobili rezerwacje kilka miesięcy wcześniej (lub „upolowali" miejsce bez rezerwacji - codziennie od 10:00, tylko na jedną noc) śpią w komfortowych warunkach. Po drugiej stronie Orlej Perci, nad Przednim Stawem Polskim turyści walczą o każdy skrawek podłogi, czasem nie zostaje im nic innego jak przeczekanie nocy na schodach. Wymarzony wypoczynek po wielogodzinnej górskiej wędrówce!
Jeśli mamy już nocleg kolejnym problemem staje się wyżywienie. Schroniskowe menu z roku na rok staje się coraz bardziej różnorodne. Zmęczony wędrowiec często ma ochotę na porządny posiłek. Po spojrzeniu na cennik apetyt bardzo często mija - kiedy w na Hali Ornak miałabym zapłacić 12 zł za grillowaną kiełbasę lub 15 zł za porcję pierogów w Murowańcu -ostatecznie decydowałam się na chińską zupkę. Aż strach pomyśleć, co będzie po tegorocznych podwyżkach... Jeśli schodzimy ze szlaku, szczególnie tatrzańskiego, jeszcze w „godzinach szczytu" możemy mieć problem z dostaniem się do bufetu - dla uczestników trasy Zakopane-schronisko-Zakopane schaboszczak i piwo są często obowiązkowym punktem wycieczki. Mam wrażenie, że to głównie dla nich przygotowywana jest oferta. Turysta plecakowy może albo się dostosować albo zalewać wrzątkiem kolejne dania z torebki. Bieszczadzka Bacówka pod Małą Rawką to jedno z niewielu miejsc gdzie pomyślano o zniżkach dla zameldowanych w obiekcie, które choć troszkę mogłyby łagodzić skutki drożyzny, dla najbardziej potrzebujących kalorii.
Dalej - kwestia wrzątku. Niestety, turysta lubiący wychodzić w góry przed godziną ósmą (co nie jest przecież jakoś bardzo wcześnie) musi radzić sobie sam - albo pić herbatę z dnia poprzedniego albo posiadać własną kuchenkę. Podobnie jeśli zdarzy nam się nieco przedłużyć wędrówkę i zajść do schroniska po 20 stracimy szansę nie tylko na posiłek, ale choćby na chińską zupkę. Sprawa wrzątku ma szczególne znaczenie w Tatrach - gdzie długość i trudność tras oraz ich zaludnienie po godz. 11 zachęca do wychodzenia choćby i o świcie. Niestety, rady TOPRowców by na szlak wyruszać wcześnie oraz by zawsze mieć przy sobie gorącą herbatę niekoniecznie idą w parze z polityką schronisk. W latach 2009-2010 całodobowe czajniki można było zobaczyć jedynie w Chochołowskiej i Moku. Na szacunek zasługuje Roztoka, gdzie w 2010 wrzątek można było dostać w godz. 6-22.
W tym miejscu chciałabym złożyć osobiste podziękowania Pani z Piątki, która nie udawała że jej nie ma i wydała upragnioną gorącą wodę na półtorej godziny przed otwarciem okienka J, nie stawiając zasad ponad potrzebami wędrowców jak Pan z Markowych Szczawin. Dziękuję także tej, która dwie godziny po zamknięciu bufetu poczęstowała ciepłym posiłkiem i grzańcem chłopków, którzy późno wrócili z Orlej :). Rozumiem, że praca personelu schronisk jest ciężka i bardzo ją szanuję - nie namawiam do poświęceń ale do zwyczajnej ludzkiej życzliwości wtedy, kiedy jest to możliwe.
W naszych górskich wspomnieniach rzadko przewijają się historię, w których jakąkolwiek rolę gra komfort noclegu czy wykwintność dań. Pamiętamy za to prostą pomidorową, która po zejściu z grani była pokarmem Bogów. Pamiętamy noclegi gdzieś w rogu jadalni, kiedy nocne wyjście do łazienki wymaga ostrożności coby innych wędrowców nie podeptać. Pamiętamy także śpiewogranie - jak to, kiedy jadalnia Bacówki pod Honem w czasie Bieszczadzkich Aniołów przepełniona była muzyką... Właścicielka próbowała nieco nas uciszyć, mając na uwadze śpiące na górze pięciomiesięczne niemowlę. Kiedy jednak para najbardziej hałasujących z uśmiechem skwitowała „A, to nasze!" pozwoliła nam śpiewać i cieszyć się życiem do rana. Boje się, że to wszystko kiedyś zniknie.
Piszę to wszystko, bo wkurza mnie strasznie, kiedy w schroniskach, będącymi w założeniach miejscami dla ludzi zakochanych w górach czuję się osobnikiem drugiej kategorii. Tak, jestem stronnicza. Tak, to tylko moje prywatne poglądy - jestem pewna, że znajdzie się wielu ludzi - także pośród tych częściej bywających w górach - myślących inaczej. Ale bardzo chcę te poglądy wyrazić i gorąco zaapelować: aby schronisko było schroniskiem.
[i]Autor: Paulinka Wojciechowska[/i][/cytat]
http://www.planetagor.pl/articles/entry/%C5%BBeby-schronisko-by
Pozdrawiam,
Łukasz