Wydaje mi sie ,z e dla uczciwości procesowej warto byloby zamieścic cały tekst pzredmiotowej wypowiedzi? Oto on:
[cytat]Strażnicy norm
Rozmowa z Prezesem Głównego Sądu Koleżeńskiego PTTK
Dobrze działające sądy koleżeńskie sprzyjają z założenia rozładowywaniu napięć. Są przecież sądami honorowymi i rozstrzygają sprawy między ludźmi, których nikt nie zmusza do bycia w stowarzyszeniu i brania na siebie związanych z tym obowiązków. Spory w sądach koleżeńskich to spory o racje, o wartości o pewną klarowność zasad obowiązujących w Towarzystwie.
Red. - Czym zajmują się Sądy Koleżeńskie PTTK?
A.Kirchner: Zgodnie ze Statutem PTTK Główny Sąd Koleżeński PTTK, działający jako sąd honorowy, rozpatruje w szczególności sprawy związane z naruszeniem Statutu, postanowień i uchwał władz PTTK, nieetycznego postępowania w działalności członkowskiej, dopuszczenia się innych przewinień godzących w dobro członka PTTK bądź stowarzyszenia.
Rozmawiam z prezesem Głównego Sądu Koleżeńskiego PTTK kol. Anną Kirchner.
Czy sądy koleżeńskie są w PTTK potrzebne?
A. Kirchner: Sądząc po sprawach, których ciężar gatunkowy z roku na rok rośnie , to chyba są potrzebne, chociaż mam wątpliwości, czy w obecnym kształcie. Nie mamy dokładnych danych jak kształtuje się orzecznictwo w oddziałowych sądach koleżeńskich, ale coraz częściej działacze, którzy mają do rozwiązania jakiś trudny, nieraz bardzo bolesny problem, zwracają się o przejęcie sprawy do rozpoznania przez Główny Sąd Koleżeński. Przyczyny są różne, nieraz brak zaufania, podejrzenie o brak obiektywizmu, a nieraz bezczynność. Trzeba też podkreślić, że w przypadku odwołań
od orzeczeń oddziałowych sądów koleżeńskich analizując akta spraw bardzo często stwierdzamy liczne uchybienia formalne i wady merytoryczne. Sąd koleżeński musi przestrzegać określonej procedury.
Zgodnie z regulaminem sądów koleżeńskich nieraz musi posiłkować się przepisami kodeksu postępowania cywilnego i niestety społecznicy, którzy częstonie posiadają wykształcenia prawniczego popełniają błędy, które musimy jako sąd II instancji prostować.
Warto, aby działacze, którzy dają się wybrać do sądów koleżeńskich mieli świadomość, że bycie członkiem w sądzie koleżeńskim to nie jest funkcja honorowa, ale społeczna, odpowiedzialna, nieraz bardzo trudna praca, wymagająca określonej wiedzy i znajomości przepisów prawa. Proszę mnie źle nie zrozumieć. Nie uważam, że w sądzie koleżeńskim mają być sami prawnicy. Dobrze jest, gdy są tam również społecznicy po prostu z tzw. Zdrowym rozsądkiem ale co najmniej jeden prawnik na pięć osób, to powinna być norma. Wracając do pytania czy sądy są potrzebne, to powiem tak, dobrze działające sądy koleżeńskie sprzyjają z założenia rozładowywaniu napięć. Są przecież sądami honorowymi i rozstrzygają sprawy między ludźmi, których przecież nikt nie zmusza do bycia w stowarzyszeniu i brania na siebie związanych z tym obowiązków.
Spory w sądach koleżeńskich to spory o racje, o wartości, o pewną klarowność zasad obowiązujących w Towarzystwie. Przed sądem ujawnia się swoje poglądy, racje. Jest się też zmuszonym do bardziej spokojnego zapoznania z racjami drugiej strony. Sądy więc sprzyjają tak potrzebnej transparentności. Chodzi o jawność, otwartość w sporach między ludźmi, którzy są w Towarzystwie i dla których przynależność do Polskiego Towarzystwa Turystyczno- Krajoznawczego jest ważna.
Red. - Klarowność to chyba za mało?
A. Kirchner: Nie sądzę. Jawność uzdrawia. Ale sądy są też istotnym elementem demokracji wewnątrz organizacyjnej. Wszyscy przed sądem koleżeńskim nie tylko z nazwy jesteśmy równi. Nie ważne czy ktoś jest na ważnym stanowisku czy nie, czy posiada wyższe wykształcenie, czy tylko zasadniczą szkołę zawodową. Każdy członek PTTK może stanąć przed sądem. Wówczas udowadnia, czy deklarowany demokratyzm jest prawdziwy. Ma eż szansę przedłożenia swoich racji.
Red. - I to ma prowadzić do podania sobie rąk i wszystko będzie już cacy?
A. Kirchner: Nie zawsze, są takie skrajne przypadki, zacietrzewienie graniczące z absurdem. Zachowanie na tyle bulwersujące czy szkodliwe, że trzeba sięgać do najsurowszej kary wykluczenia z PTTK, ale to jest jednak margines.
Nawet, jeśli nie nastąpi owe podanie sobie dłoni przez adwersarzy to – głęboko w to wierzę – jednak coś się w ich duszy staje.
Postępowanie przed sądem, który z założenia rozpoczyna się od nakłaniania stron do zawarcia ugody doprowadza, jeśli nie do pełnej zgody, to napewno do oczyszczenia atmosfery. Nie zawsze są takie skrajne przypadki, zacietrzewienia graniczące z absurdem. Zachowanie na tyle bulwersujące czy szkodliwe, że trzeba sięgać do najsurowszej kary wykluczenia z PTTK, ale to jest jednak margines. Nawet, jeśli, nie nastąpi owe podanie sobie rąk przez adwersarzy to – głęboko w to wierzę – jednak coś się w ich duszy staje. Postępowanie przed sądem, który z założenia
rozpoczyna się od nakłaniania stron do zawarcia ugody doprowadza, jeśli nie do pełniej zgody to na pewno do oczyszczenia atmosfery
Red. - Czy to nie za idealistycznie?
A. Kirchner: Dlaczego idealistycznie? Przecież to prawda. Jesteśmy w PTTK dlatego, że w nim kultywuje się bliskie nam wartości. Nie są one abstrakcją. Wyrażone są postępowaniem naszych koleżanek i kolegów.
Red. - Czyżby anioły?
A. Kirchner: Nie anioły. Normalni ludzie z pasjami, kompleksami, zaletami, ale i wadami. Żyjemy w czasach, kiedy wzrasta poczucie zagrożeń, a co zatym idzie ujawniają się różnorodne agresje. Obserwujemy to w trakcie postępowań. Ujawniają się chęci przeforsowania swoich racji niekiedy za wszelkącenę.
Red. - Sąd sądem, a racja musi być po mojej stronie?
A. Kirchner: Tak bywa. Przecież sądy koleżeńskie rozpatrują już narosłe problemy. Czasami dla konkretnych ludzi bardzo bolesne. Stąd dziwi mnie to, że ludzie boleśnie dotknięci odpowiadają tym samym. Staramy się w trakcie postępowań tonować sytuację, dążyć w miarę możliwości do zawarcia przez strony ugody.
Red. - A jak się nie uda?
A. Kirchner: Wówczas orzekamy. Nie jest to proste. Zdarza się, że stają przed sądem ludzie o niekwestionowanych zasługach, ale akurat w tej
sprawie nie mający racji. Trudno im się z tym pogodzić. Boją się, że orzeczenie nawet koleżeńskiego sądu nie będzie odczytywane w odniesieniu do konkretnej sprawy, a całego ich bogatego społecznikowskiego życia. W Towarzystwie nie może być jednak świętych krów. Jeśli ktoś drugiego obraził, jeśli postąpił nieetycznie i sam nie przeprosił, to musi ponieść tego konsekwencje.
Red. - Łatwo chyba o pewną mechaniczność?
A. Kirchner: Jaką mechaniczność? Sędziami, w tym miejscu mówię o Głównym Sądzie Koleżeńskim, który znam, są przecież koleżanki i koledzy z tej samej społeczności. Ludzie cieszący się wśród innych pewnym autorytetem i doświadczeniem. Dlatego zostali wybrani do sądu. Z satysfakcją chcę podkreślić, że nie ulegają różnym podszeptom i sugestiom, orzekając sprawiedliwie i zgodnie z prawem, co nie zawsze spotyka się z entuzjazmem, ale na szczęście tylko u podszeptywaczy. Mamy świadomość tego, że ktoś nam zaufał, ktoś nam powierzył rozstrzygnięcie sprawy ważnej, czasami bolesnej i trudnej. Spotkaliśmy się niedawno w Bielsku-Białej na smutnej uroczystości ostatniego pożegnania naszego bardzo nam drogiego kolegi śp. Zbyszka Bochenka. Kiedy po mszy św. rozmawiałam z żoną Zbyszka uświadomiłam sobie, że nasz Kolega opowiadał żonie o naszej i swojej pracy w Głównym Sądzie
Koleżeńskim. Ta społeczna praca musiała być więc dla niego bardzo ważna. Tu chcę podkreślić, że Kolega Zbigniew Bochenek, prokurator z zawodu, był w sądzie koleżeńskim sędzią sprawiedliwym i takimi sędziami staramy się być my wszyscy. Nasza praca społeczna jest bardzo trudna. Mamy przed sobą dwie przeciwstawne strony, gdy nie da się ich pogodzić jedna z tych stron będzie niezadowolona. Z reguły jednak nasze werdykty przyjmowane są zezrozumieniem. Tylko w jednym przypadku spotkaliśmy
się z atakami agresji.
Red. - Sąd, przynajmniej Główny Sąd Koleżeński, jednak nie zajmuje się tylko konkretnymi sprawami?
A. Kirchner: Zawsze jesteśmy konkretni. Co do zasady opieramy się na faktach i normach. Co do formy pamiętamy, że to przecież sąd koleżeński. Marzy też się nam, żeby w podobny koleżeński sposób popatrzono na nas. Jeżeli strony nie zawrą umowy, mediacja, kompromis jest trudny, sprawa złożona i wieloznaczna, odczuwamy pretensje do nas. Są one ujawniane wprost albo w zawoalowanej formie. Czasami dotyczą fragmentu sprawy, albo sposobu rozstrzygnięć. Te zależą od unormowań. Jesteśmy ich społecznymi strażnikami. Taką rolę powierzył nam Walny Zjazd Towarzystwa.
Red. - Chyba jesteście nie tylko strażnikami unormowań?
A. Kirchner: Rzeczywiście nie tylko. Główny Sąd Koleżeński dokonuje też oficjalnej wykładni przepisów zawartych w statucie PTTK.
Coraz więcej jest takich interpretacyjnych uchwał GSK. Wynika to z jednej strony z pewnej niedoskonałości unormowań, ale także z nowego zjawiska swoistej chęci uściślenia zapisów statutowych, postawienia przysłowiowej
kropki nad „i”. Jeszcze nie tak dawno nasz sąd pełnił funkcję polubownego sądu gospodarczego. W tej kadencji była tylko jedna taka sprawa pomiędzy
jednostkami PTTK. Przecież przed koleżeńskim sądem i prościej i taniej.
Red. - Czego najbardziej nie znosi sąd koleżeński?
A. Kirchner: Kłamstw i cwaniactwa. Spierać się można o racje, o powody, o źródła konfliktu i o charakter konsekwencji. To zrozumiałe. Kłamstwa, oszustwa, nieetyczność bliska czasami podłości po prostu nas mierżą. I temu się przeciwstawiamy.
Red. - Co jeszcze jest ważne?
A. Kirchner: Myślę, że rozumienie funkcji społecznej przecież sądów koleżeńskich. Jestem prezesem Głównego Sądu Koleżeńskiego PTTK już kilka kadencji. Myślę, że sądy koleżeńskie są szansą nie zewnętrzną, a integralną, wewnątrz Towarzystwa. Sprzyja to kształtowaniu odpowiedzialności. Zdaję sobie sprawę z tego, że to brzmi górnolotnie, ale to prawda. I to taka, która każe nam, to znaczy tym, którzy działają w sądzie koleżeńskim, ciągle ją potwierdzać. Tak długo jak to pisał nasz wieszcz z Krzemieńca Juliusz Słowacki, aż zjadacze chleba w aniołów się przemienią.
Red. - A na sam koniec?
A. Kirchner: Podziękowanie dla działaczy PTTK, którzy zdecydowali się na społeczną pracę w sądzie koleżeńskim. Podziękowanie i uznanie dla Nich i dla ich rodzin. No i życzenia, aby ich misja była coraz lepiej rozumiana i bardziej wewnętrznie aprobowana.
Red. - Dziękuję za rozmowę. [/cytat]
Piekne? Prawda? To teraz PT czytelników odsyłam do wątku "po wyroku" oraz "nasza mlodzież" i tam jest dokładna ilustracja, jak złotouste słowa o etyce chrzescijańskiej, wyglądają na tle rzeczywiście świadczonych pólprawd, małomiasteczkowego cwaniactwa, chorobliwej zawiści i zacietrzewienia, graniczacego z absurdem itd.