Przeczytałem ostatnio atrykuł w prasie netowej o cenzuzre w PRL'u i zastanowilem sie po tej lekturze głeboko, czy cenzura jest na forum internetowym PTTK, czy jej nie ma?
Oto ten artykuł w całości:
[cytat] Mechanizmy ciszy - o cenzurze w PRL (cz. I)
2007-05-27
Fundamentem totalitarnych dyktatur komunistycznych było dążenie do pełnej kontroli przepływu informacji. Przywódcy partii rządzących dbając, by do społeczeństwa nie przedostały się niepożądane treści, dokonywali ich ścisłej reglamentacji. O ile pewne wydarzenia (oczywiście odpowiednio zinterpretowane) ulegały planowemu nagłaśnianiu, rozpętywano wokół nich medialną burzę, poświęcano manifestacje, wiece, apele, o tyle inne były tłumione, zatajane, odsuwane w niebyt. Skazane zostały na nieobecność. Przenoszone je w przestrzeń ciszy.
Prawdziwą perfekcję w tym procederze osiągnięto w ZSRR. Cisza była tutaj podstawowym narzędziem oddziaływania na społeczeństwo. Stanowiła immanentną część sytemu planowania i kontroli życia obywateli, sterowania ich postawami i zachowaniami, narzucania modeli postrzegania świata.
Państwo totalitarne dążące do zdobycia władzy nad świadomością mas usiłowało, jak wskazuje Bronisław Baczko, zniszczyć każde wyobrażenie społeczne – nawet wspomnienie o nim – każdy obraz zbiorowej przeszłości, teraźniejszości i przyszłości niezgodny z tymi, które potwierdzają jego prawomocność i jego potęgę, zyskując tym samym rękojmię swego wpływu na życie społeczne we wszystkich jego przejawach.
Dla utrzymania ciszy powoływano rozbudowane instytucje, zatrudniano szereg specjalistów, poświęcano znaczne środki finansowe. Za ich pomocą starano się sprawować nadzór nad wszystkim, co pojawiało się w przestrzeni publicznej.
Władza sowiecka skrupulatnie zatajała wszelkie fakty nie pasujące do obowiązującej interpretacji rzeczywistości. Nie przepuszczano wiadomości mogących naruszyć lansowaną wizję komunistycznego raju. Łagry, zbrodnie aparatu bezpieczeństwa, epidemie głodu, klęski polityki gospodarczej były starannie ukrywane przed własnymi obywatelami i opinią światową.
Po zakończeniu II wojny światowej Polska znalazła się w obszarze kontrolowanym przez Kreml. Reżim komunistyczny zainstalowany przez Stalina przejął z ZSRR modele zdobywania i umacniania panowania nad społeczeństwem. Z Moskwy zaczerpnął także wzorce tworzenia i utrwalania ciszy, traktowanej jako narzędzie realizacji powyższych celów.
Instytucją określającą w PRL zakres i natężenie ciszy, obszary poddane jej wpływom była Polska Zjednoczona Partia Robotnicza, a ściślej jej organ kierowniczy: Komitet Centralny. Pełnił funkcje inicjatywne, regulujące i kontrolne. Dokonując skrupulatnej selekcji informacji wyznaczał, o czym można było mówić i pisać, co miało zostać udostępnione masom.
Jeżeli członków KC PZPR można określić mianem „władców ciszy”, to funkcje „strażników” pełnili funkcjonariusze aparatu cenzury. Powołany został już w sierpniu 1944 roku w strukturach Resortu Informacji i Propagandy. W styczniu 1945 r. w ramach Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego utworzono Centralne Biuro Kontroli Prasy (w listopadzie 1945 r. zmieniono nazwę na Główny Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk- GUKPPiW).
Zestaw instrukcji i rozporządzeń regulujących funkcjonowanie tej instytucji opracowany został przez wydelegowanych z Moskwy „doradców” sowieckich. GUKPPiW był całkowicie podporządkowany PPR/PZPR. Stanowił instytucję dyspozycyjną, służącą poszerzaniu i utrwalaniu władzy komunistycznej.
Dekret z lipca 1946 określający zasady funkcjonowania urzędu wskazywał, że kontrola przezeń sprawowana miała na celu zapobieżenie godzeniu w ustrój państwa polskiego, ujawnianiu tajemnic państwowych, naruszaniu międzynarodowych stosunków -państwa polskiego, naruszaniu prawa lub dobrych obyczajów oraz (sic!) wprowadzaniu w błąd opinii publicznej przez podawanie wiadomości niezgodnych z rzeczywistością.
Zapisy te były bardzo ogólne, a przez to dawały możliwości swobodnej interpretacji i dowolnego stosowania. W praktyce podciągano pod nie wszystko, co, z różnych względów, nie zyskało akceptacji władz. Kontroli cenzorów podlegały wszelkie druki począwszy od zapisów wystąpień sejmowych po instrukcje obsługi urządzeń (do 1975 nawet etykietki na konserwach).
Należy podkreślić, że w proceder tworzenia i utrzymania ciszy zaangażowani byli nie tylko etatowi funkcjonariusze GUKPPiW. Byli jedynie ogniwem zmowy milczenia. Obejmowała ona o wiele szerszy zespół osób i instytucji.
Działalność cenzury - wskazywał były cenzor Tomasz Strzyżewski – jest tylko dostrzegalnym wierzchołkiem lodowca, na którego dolne, niedostrzegalne partie składają się: auto cenzura powodowana świadomością istnienia tematów tabu i zwykłym strachem, cenzura przeprowadzana w samych redakcjach i wydawnictwach, cenzura kontrolna sprawowana przez różne organa władzy partyjnej i administracji państwowej, wreszcie zwykła niewiedza spowodowana przez ponad trzydziestoletnią blokadę informacji.
Teksty zanim trafiły do cenzorów przechodziły ostrą kontrolę, selekcję. Przepuszczane były przez drobiazgowe sito redaktorów, wydawców, recenzentów starających się wychwycić nieprawomyślne sformułowania. Według Marii Boguckiej wewnętrzne naciski wydawnictw i redakcji były często bardziej dotkliwe niż ingerencje samych cenzorów:
W wydawnictwie nad tekstem pracowano miesiącami, rozpatrywano każde słowo, a istniała nasilająca się od początku lat 60-tych tendencja do zaostrzania kontroli, tak by „Mysia” nie miała powodu do pretensji. Krążyły pogłoski [...], że istnieje limit interwencji, jakie może mieć wydawnictwo na swym koncie. W tej sytuacji niektórzy redaktorzy stawali się bardziej gorliwi niż zawodowi cenzorzy.
W opinii Marcina Kuli właściwe interwencje cenzorskie były najmniejszym złem, najmniejszą nieuczciwością intelektualną. W przypadku formalnych działań cenzorskich sytuacja była jasna. Autor przynajmniej wiedział, na jakim gruncie stoi. Wielkie zło wyrządzały wszystkie interwencje precenzorskie: instytucji, wydawnictw, „dobrych wujków”. Także Tomasz Wituch, w rozważaniach dotyczących cenzury w badaniach historycznych, zauważa, że ingerencje GUKPPiW były stosunkowo najmniej szkodliwe. Mechanizm kontroli myśli był zdecydowanie bardziej skomplikowany, sięgał głębiej, w konsekwencji niemal wszystkich czynił zakładnikami systemu.
Nie chodziło tylko o wstrzymywanie prac podejmujących tematy zakazane. Wiele zagadnień, których nie udało się całkowicie usunąć z obiegu naukowego oddawanych było w ręce osób zaufanych odpowiednio wybranych przez czynniki partyjne: Historycy, którzy mogli się zajmować tymi sprawami, byli imiennie do tych zadań wyznaczani. Uzyskiwali polityczną (partyjną) licencję, a często i monopol. [...] W takich dziedzinach i kręgach tematycznych nie mógł funkcjonować nikt spoza zaklętego kręgu zaufanych politycznie.
Szczególnie interesujące, w kontekście funkcjonowania mechanizmu ciszy w PRL, wydaje się zagadnienie autocenzury. W okresie Polski Ludowej postawa samokontroli, samoograniczania się autorów była zjawiskiem powszechnym. Stefan Kisielewski pisał trafnie, że komunistyczna cenzura zmierzała do przyzwyczajenia piszących, aby myśleli i formułowali swe myśli w pewien określony sposób, bo pisanie w inny będzie likwidowane lub przez odpowiednie skreślenia zmieniane. Przynosiło to efekty. Twórcy często dostosowywali się do oczekiwań władz, przyjmowali zasady narzucone przez system.
Zaakceptowaliśmy - wspomina Krystyna Kersten - granice prawdy „stąd-dotąd”, uznając cenzurę (czy raczej cenzury, łącznie z auto cenzurą) za zjawisko nieprzyjemne wprawdzie, ale nieuchronne. Wielu unikając „kłamstwa mowy”, popadało w „kłamstwo milczenia”. Autorzy - stwierdzała Maria Turlejska - nauczyli się ograniczać słownictwo, nazwy, sformułowania, orientowali się, co może „zejść”, a co nie ma szans, by ukazać się drukiem w prasie czy w książce.
Osoby próbujące zaistnieć w przestrzeni publicznej szybko orientowały się, że określone zagadnienia były z góry skazane na nieobecność. Dlatego z góry rezygnowały z ich podejmowania.
Nie pisali o nich literaci wiedząc, że ich książki nie będą miały szansy na publikację. Nie zajmowali się nimi naukowcy świadomi, że ich rozprawy nie zostaną zaakceptowane przez grono uczelnianych decydentów. Nie analizowali ich dziennikarze w obawie, że efekty ich pracy wylądują w redakcyjnym koszu. Wielu uważało walkę o swobodę wypowiedzi za daremną. Uporczywe próby przemycenia niepożądanych treści mogły skutkować rozmaitymi represjami: pozbawieniem dotacji, zwolnieniem, wciągnięciem na listę osób niepublikowanych.
Dyrektywy milczenia w PRL obejmowały informacje dotyczące rozmaitych sfer życia zbiorowego. Kazimierz Bagiński (działacz mikołajczykowskiego PSL), relacjonując swoje doświadczenia z komunistycznym aparatem ciszy pisał: Pomysłowość cenzury jest zdumiewająca. Obejmuje ona szeroki zakres zagadnień, wkracza w drobiazgi, usuwa wszędzie bodaj cień krytyki reżymu lub to, co może być ku temu aluzją.
Można wskazać na dwie kategorie obszarów skazanych na przemilczenie. Z jednej strony istniał żelazny katalog tematów konsekwentnie eliminowanych ze świadomości społecznej przez cały okres PRL (należała do nich m.in. zbrodnia katyńska).
Z drugiej - szereg przemilczeń traktowano koniunkturalnie. Uzależnione były od bieżącej linii politycznej partii. Wraz z jej ewolucją modyfikacjom ulegał zbiór tematów zakazanych. To, co w jednym okresie było tolerowane, w innym nie miało szansy na publikację. Cenzor miał być z założenia osobą czujną, reagującą na zmieniającą się sytuację, dostosowującą się do aktualnie dominujących tendencji. Musiał wczuwać się w atmosferę polityczną.
Taka sytuacja mogła wywoływać pewną dezorientację. Aby ograniczyć dylematy sporządzano szczegółowe instrukcje dla cenzorów zawierające zestaw tematów, faktów, osób skazanych w danym okresie na przemilczenie. Znaleźć je można m.in. w „Książce zapisów i zaleceń GUKPPiW” ujawnionej w 1977 przez byłego cenzora Tomasza Strzyżewskiego (została wydana przez Niezależną Oficynę Wydawniczą jako „Czarna księga cenzury polskiej”), obejmującej wytyczne formułowane w latach 1974-1977. Czytelnika tej pozycji uderzać musi niezwykła skrupulatność zaleceń.
Dokument ten - pisze Michał Głowiński – jest szczególnym, nadzwyczaj wyrazistym przejawem działania totalitarnego. Przez działanie totalitarne rozumiem takie, które zmierza do uregulowania wszystkiego, co się da, do narzucenia nieprzekraczalnych granic, do wyeliminowania tego co spontaniczne, autentyczne, nieregulowane. [...] Zdumiewa niezwykła pedantyczność tych zaleceń, ich wręcz groteskowa drobiazgowość. Jest to sfera, w której wszystko jest równie ważne. Cenzura ma porządkować świat, aż do najmniejszego szczegółu.
Oczywiście trudno było przygotować instrukcje dotyczące wszystkich możliwych sytuacji wymagających reagowania. We przypadkach wątpliwych cenzor miał zwracać się z prośbą o konsultacje do wyspecjalizowanych w określonej dziedzinie urzędników, dyrektora lokalnej Delegatury GUKPPiW, centrali urzędu w Warszawie lub do Wydziału Prasy, Radia i Telewizji KC PZPR.
Autor: Tomasz Tokarz
wg: www.platormakociewie.pl [/cytat]
Zajrzałem też wstecz do archiwium forum i poczytalem sobie, co dwa trzy lata temu i później pisywalismy sobie wzajemnie w róznych postach i wątkach. I tak: mozna powiedzieć, że ingerencji w tekst raczej nie ma lub jest tak malo, że to akurat teraz nie jest problemem.
Za to wystepouje totalna niecheć dyskutowania na tematy powazniejsze merytorycznie niz np problem ze kogoś na pysk w nocy wyrzucono ze schroniska. To też jest problem, ludzki napewno, jesli to prawda. Ale poniewaz za chwilę nastapi polowa czasu od zjazdu do zjazdu krajowego, to moze warto skupic sie na problemach Towarzystwa w szerszym kointekście?
I smialo proponuje pisac nie dająć sie zastraszyc tekstami typy: jesdzcze raz coś takiego napiszesz, to weylecisz forum i Ci plebiscyt (też dęty czy urojony!@) nie pomoze! czasy wujla stalina "odejszly" mam nadzieje - bezpowrotnie w przeszlośc!