Już kilkanaście lat temu proponowałem, żeby nie oglądać się na ZG i coraz mniejsze dotacje państwowe na szlaki, tylko szukać sponsorów. Zostałem uznany za dziwaka, który chce się niepotrzebnie wysilać, jak można spokojnie czekać aż dotacja sama kapnie do wydania i będzie można bez wysiłku wykazać się przed wierchuszką, że się grzecznie wydało, co raczyli dać do wydania.
Później z innych względów przestałem zajmować się szlakami pieszymi i przerzuciłem się na szlaki rowerowe. Tylko raz dałem nakłonić się do napisania wniosku o dotację państwową do ZG. Okazało się, że wielkość dotacji uniemożliwia wykonanie jakiegokolwiek szlaku o poprawnym standardzie technicznym, a brak jakiegolwiek jednolitego źródła finansowania uniemożliwia zapewienie szlakom ciągłości przebiegu. Stworzenie jakiegoś funduszu jest jak najbardziej celowe, ale jednocześnie trzeba stworzyć przepisy, które by zapewniały jednolitość administrowania tymi szlakami.
Z wyjątkiem tej jednej nieszczęsnej dotacji (na której wydanie i rozliczenie nie miałem zresztą żadnego wpływu) od początku propaguję wykonywanie oznakowanych tras rowerowych przez gminy. Niektórzy decydują się od razu, inni "dojrzewają" powoli latami, ale systematyczne i konsekwentne działanie oraz dobry przykład sąsiadów mobilizuje kolejno następne gminy. Jednakże problemem jest to, że Polak jak chce, to może, a jak nie chce, to nie musi. Nie ma przepisu, który by gminie nakazywał utworzenie i utrzymywanie szlaku turystycznego. Dla przykładu trasa rowerowe Katowice - Pszczyna jest przerwana na terenie gminy Kobiór, bo wójt Kobióra akurat nie ma ochoty sfinansować swojej części. W niektórych województwach w takich przypadkach włączają się urzędy marszałkowskie, ale ten katowicki należy akurat do tych, co nie muszą. Gdyby były jakieś sensowne przepisy, to by wójt Kobióra musiał i nie szukał wykrętów, że te zaoszczędzone kilka tysięcy złotych zbawi jego gminę. A gdyby urząd marszałkowski obligatoryjnie dofinansował oznakowanie szlaku, to wójtowi nie wypadało by odmawiać. Taki PTTK-owski fundusz szlaków, umocowany w jakiś przepisach, mógłby stanowić element sensownej polityki wobec szlaków turystycznych.
Co w PTTK przeszkadza, żeby taki fundusz utworzyć? Przede wszystkim konserwatyzm działaczy. Działacze przyzwyczaili się, że szlaki należą branżowo do poszczególnych komisji. Każdy sobie rzepkę skrobie, a rzepki coraz to bardziej podgniłe. Powinna być jedna Komisja Szlaków i wszystkie problemy powinny być rozwiązywane razem. Teraz jest dość dziwnie, jak kilometrami biegną obok siebie szlak pieszy i szlak rowerowy, do tego przeplata się szlak spacerowy i dydaktyczny, nierzadko jeszcze dochodzi szlak konny. A podobno jesteśmy biedni? Plątaniny szlaków mają niektóre nadleśnictwa, a PTTK sadzi drzewka. Pomieszanie z poplątaniem kompetencji i umiejętności.
Drugą przeszkodą jest grzeczna, cienka instrukcja znakarska, z której usunięto wszystko, co nie jest banalnym ogólnikiem. W Czechach instrukcja jest grubą książką, można śmiało powiedzieć – biblią znakarza. U nas nawet po kursie znakarskim znakarz dalej nie wie nic, oprócz zasad trzymania pędzla (patrz dyskusja o ostatnim kursie znakarzy szlaków pieszych). PTTK stworzyło fikcję, że ma tabuny fachowców-znakarzy, a w rzeczywistości ma niedouczonych entuzjastów znakowania.
Trzecia przeszkoda, to archaiczny sposób zarządzania szlakami, którego nie zmieni nawet wunderwaffe w rodzaju elektronicznej kartoteki szlaków. Administrowanie i znakowanie szlaków wymaga fachowości, znajomości różnych przepisów i umiejętności poruszania się po tej dżungli, a także umiejętności współpracy z różnymi urzędami i znajomości zasad ich działania. Sama technika projektowania i znakowania też nie powinna ograniczać się do wytyczenia kreski na mapie i machania pędzlem. Potrzebna jest dogłębna znajomość całej sieci komunikacyjnej, wszystkich ciekawostek wraz z ich lokalizacją i całej infrastruktury noclegowej, gastronomicznej i wypoczynkowej. Tymczasem szlakami często zajmują się przypadkowi działacze, którym na dodatek szkoda czasu na wgryzanie się w temat, bo wolą w międzyczasie zrobić dziesięć rajdów lub wycieczek, a szlaki to mogą sobie poczekać do następnego roku.
W dziedzinie tras rowerowych takim wzorcem godnym naśladowania jest brytyjski Sustrans – rządowa fundacja, której głównym celem jest utworzenie państwowej jednolitej sieci tras rowerowych. Pracowników etatowych wspiera kilka tysięcy zarejestrowanych wolontariuszy, którzy pomagają w utrzymaniu wykonanego oznakowania. Nie ma tam żadnego marginesu na improwizację i wszelkie działania na skróty, a w PTTK niestety jest to regułą. Finanse Sustransu są wspomagane przez hrabstwa i gminy, które chcą mieć swoje lokalne trasy rowerowe, wszystkie jednolicie wykonane, bez żadnych udziwnień, co zarówno w Polsce, jak i w samym PTTK jest regułą. Nie ma tam miejsca na setkę wzorów rowerów, zamianę rowerków na drzewka (Grennways) lub kropki (niektóre trasy górskie).
Warto zdać sobie sprawę, że Świat odchodzi od malowania szlaków na istniejących drogach. I nas to czeka. Standardem stają się szlaki budowane od podstaw i przebiegające w całości terenami atrakcyjnymi dla turystów. Najbardziej ambitnym zadaniem inwestycyjnym jest obliczona na 10 lat budowa Szlaku Transkanadyjskiego o długości 18 000 km, której 2/3 już zostało wykonane. Powinniśmy nie tylko stworzyć system administrowania i finansowania szlaków, ale również stworzyć lobby na rzecz poprawy bezpieczeństwa na szlakach poprzez wydzielanie dróg, na których turysta byłby ich głównym użytkownikiem, a nie tylko nie zawsze mile widzianym gościem.
W instrukcji znakarskiej straszą szlaki konne i kajakowe zaczynające się przy pętli tramwajowej. Dużo miejsca poświęcone jest archaicznym wzorom planowania i rozliczania prac znakarskich. Nie ma natomiast niczego o zasadach uzyskiwania dotacji z urzędów różnych szczebli.
Byłem na przełomie roku w ZG na naradzie w sprawie szlaków rowerowych. Zaskoczyło mnie, że prawie cała narada była poświecona zasadom rozliczania dotacji państwowych za pośrednictwem ZG, a na całą salę uczestników problemem tym były zainteresowane tylko dwie osoby! Od razu widać, jak bardzo ZG oderwał się od rzeczywistości.
Pozdrowienia
Piotr Rościszewski