Tematyka ogólna
Fotografie ze szlaku
wszystkich wiadomości w wątku: 4
data najnowszej wiadomości: 2005-11-20
Temat: Fotografie ze szlaku
Autor: Kuba Terakowski
Data: 2005-11-07 22:25:41
Osoby dysponujące zdjęciami pasującymi do umieszczonych na stronie http://republika.pl/szlak/ i skłonne opublikować tam swoje prace, proszę o wysłanie ich na adres terakowski[at]go2.pl
Pozdrawiam serdecznie!
Kuba Terakowski
Pozdrawiam serdecznie!
Kuba Terakowski
Temat: Re: Fotografie ze szlaku
Autor: Dezerterka
Data: 2005-11-12 11:13:17
Pytanie do autorów zdjęć: Czy można użyć tych zdjęć do zrobienia wystawy na temat ingerencji człowieka w środowisko przyrodnicze??
Temat: Re: Fotografie ze szlaku
Autor: Kuba Terakowski
Data: 2005-11-13 21:39:57
Moje fotografie są do Twojej dyspozycji. Natomiast pozostałe - wskaż, które Ciebie interesują - skontaktuję się z ich autorami w sprawie zgody na wykorzystanie zdjęć. W kwestii szczegółów proponuję kontakt poza forum: terakowski[at]o2.pl
Pozdrawiam serdecznie!
Kuba
Pozdrawiam serdecznie!
Kuba
Temat: Re: Fotografie ze szlaku
Autor: ~A. Dreptaniec
Data: 2005-11-20 13:26:56
Biorąc pod uwagę, iż jest to ostatnie moje wystąpienie na Forum, uprzejmie proszę Pana Moderatora o skasowanie W DRODZE WYJĄTKU mojego niewydarzonego postu z 13 listopada (o co już wcześniej dwukrotnie wnosiłem).
Serdecznie witam!
Opis o sobie wyraziła Pani bardzo pięknie ujętą myślą: “Nie sztuka czerpać z przyrody i brać z niej tak, by ją przy tym zniszczyć doszczętnie. SZTUKA NATOMIAST CZERPAĆ i brać tak, BY PRZYRODY NIE ZNISZCZYĆ, lecz zachować ją, a nawet wzbogacać”.
Ponad 30 lat temu, ZAUROCZONY naszymi choć niewielkimi, ale pięknymi Tatrami, w dniu przeznaczonym na odpoczynek napisałem m.in. (cytuję fragmenty kilkunastozwrotkowej liryki):
“Już granie Tatr! Hamulców zgrzyt, plecaków tłum,
głęboki wdech... Na Bystrej most, potoku szum...
Krupówek gwar, góralski śpiew...
w dolinach mgły - na szczytach śnieg”.
“Lśni Czarny Staw - piękny wstał dzień...
Na Orlą Perć, Granatów czerń,
grań Czarnych Ścian... Już Kozi Wierch -
przyjemny wiatr, czuć rześki chłód -
wspaniały szczyt! Ja chyba śnię -
to piękno Tatr urzeka mnie...”
“Jaskini mrok - podziemny świat,
zaklęte w nim miliony lat!
Pochylam kark i jeszcze krok -
wylotu blask oślepia wzrok...
Wrócę do Tatr znowu za rok!”
Po kilku latach dopisałem:
“I tak co rok wracam do Tatr -
wierny im wciąż od wielu lat.
Tu słońca blask, uroczy świat,
świstaka głos, szarotki kwiat.
TU NIESIE WIATR
POEZJĘ TATR...”
Po kilkunastu latach już miałem wizję zbliżającej się starości:
“Gdy włos posiwieje, pomarszczy się czoło,
a nogi osłabłe na szlak nie powiodą,
gdy więcej już z Rysów nie spojrzę na Ganek,
nie wejdę na Zawrat, na Kozi, Granaty, Świnicę... O Boże!...
to wtedy z zadumą ten album otworzę...
I znów się przypomni”...
“Przypomną się chwile:
- kiedy oblodzone “zawratowe” skały
po szklistej gładkości w przepaść mnie spychały...
- kiedy na Giewoncie niespodzianie przyszło
ciężkie, ołowiane, groźne kłębowisko
i za chwilę... piorun moją dłoń “uścisnął”!
“W zaciszu domowym, gdy na dworze chlapie,
też będę wędrować... paluszkiem po mapie...
Przebiegnę przez mostki na “Potoku Białym”
i stromo pod górę na szczyt Sarniej Skały.
Dalej przez Strążyską...
i koło Kominów do domu już blisko”.
Nie jest ważne, czy powyższe amatorskie strofy były pisane zgodnie z regułami wierszowania, czy są to może “częstochowskie rymy”? - istotne jest to, iż tworzone były SPONTANICZNIE prosto od serca, że były przeznaczone dla wnuków i prawnuków, aby oni - obcując z naturą, z górami, ich przyrodą, z ojczystym krajobrazem (wszak on jest dla nas najmilszy!) - przeżywali takie same wzruszenia jak kiedyś ich pradziadek, żeby “jego góry” były także “ich górami”!
Nie przewidywałem wtedy, że już za 30 lat będą to inne - “nie moje” góry, że zostaną NADMIERNIE OKUTE łańcuchami, że zamiast wspinaczek za pomocą rąk po naturalnej skale, zostaną zbudowane wygodne “alejki na górę parkową”, że będą bezmyślnie rozdeptywane, zaśmiecane, zanieczyszczane; że na szlakach zaniknie tradycyjne “Dzień dobry” i “Szczęść Boże”.
Wraz z moim przyjacielem (wielkim miłośnikiem naszych Tatr, który niedawno odszedł już na “wieczny szlak”) w Schronisku na Hali Kondratowej byliśmy świadkami wzruszającej sceny:
Przy skromnym posiłku trzech chłopców w wieku ok. 14-15 lat i jedna dziewczynka (chyba siostrzyczka jednego z nich) z przejęciem wymieniało między sobą spostrzeżenia z przebytego szlaku. Potem zaczęli na stole liczyć swoje zasoby pieniężne i ustalać na ile chodzenia po górach jeszcze im wystarczy; naradzali się, jak najbardziej oszczędnie tymi pieniędzmi gospodarować - a było tego niewiele. Zauważyłem w oczach przyjaciela “świeczki” wzruszenia (on bardzo kochał młodzież), sięgnął po portfel, ja uczyniłem to samo. Chociaż dzieci odmawiały, zasiłek (wraz z życzeniami szczęścia) pozostawiliśmy na stole.
A w 2000 roku podczas ostatnich moich pożegnalnych wędrówek spotkałem kilka razy młodych ludzi ze słuchawkami na uszach, a raz nawet grupkę z głośnym tranzystorem. Czy tacy “turyści” - poza sportowym zaliczaniem szlaków przy dyskotekowych dźwiękach - zauważyli coś pięknego, coś wzruszającego w otaczającym krajobrazie, wśród którego maszerowali?
Jakże byli oni różni od wspomnianej czwórki dzieci!
To już nie były “moje tamte” góry!
Co będzie za NASTĘPNE 30 lat?!
Jakich SKARG i jęków bólu moglibyśmy się nasłuchać, gdyby ta DUSZONA PRZYRODA mogła KRZYCZEĆ?!
Moim zdaniem niewiele pomoże kosztowne zatrudnianie sprzątaczy TPNu, jeśli nie ruszy wielka akcja propagandowa zmierzająca do uświadamiania chodzących po górach i do podniesienia ich kultury. Nie znam programów szkolnego nauczania, ale jeśli pominięto w nich ekologię i uświadamianie młodzieży o znaczeniu środowiska naturalnego dla życia człowieka - to należy to jak najszybciej uzupełnić. Należy zaprosić do pomocy socjologów i psychologów.
Nie zmienią też sytuacji jakiekolwiek próby tzw. “zniechęcania” niektórych kategorii turystów do przybywania w najbardziej odwiedzane i najbardziej narażone na dewastację regiony TPNu.
Oto przykład:
W roku 1970 lub 1971 odbyłem “odpoczynkowy” spacer do jaskini Dziura. W czasie podchodzenia zwrócił moją uwagę młody (ok. 23 - 24-letni) “turysta”, który lekko chwiejnym krokiem “maszerował” do góry z ciężkim (jak nietrudno było zauważyć) plecakiem. Po przybyciu na miejsce, zdjął plecak i usiadł przy wejściu do jaskini. Sądziłem, że teraz posili się i wzmocni przemęczone nogi. Z plecaka wydobył jednak (zamiast pożywienia)... półlitrową butelkę piwa. Potem opróżnił następne dwie. Wyglądało na to, że w plecaku ma jeszcze ok. 5 butelek piwa.
Gdyby ów osobnik urodził się 35 lat później i znalazł się nad M.Okiem, to chybaby puszki po piwie (choć są lekkie) pozostawił na miejscu, ale “mój” piwosz (choć butelki były ciężkie) załadował je z powrotem do plecaka i ruszył w powrotną drogę.
Wniosek stąd taki, że wraz z postępem cywilizacji i techniki (zamiana butelek na puszki) następuje REGRES KULTURALNY, czego dowodami są także fotografie Pana Kuby Terakowskioego.
I teraz refleksja:
1) Całkiem NIE ZROZUMIANĄ dla mnie jest MOTYWACJA dla piwosza, aby - zamiast wypić 3 piwa przy Drodze Pod Reglami - dźwigać ciężki plecak z piwem do jaskini, by tam te 3 butelki opróżnić, nie zaglądając nawet do tej jaskini? Proszę o odpowiedź Szanownych Socjologów i Psychologów, jeśli tacy są wśród Forumowiczów.
2) Jeżeli z drogi do M.Oka zostaną usunięte breki, to wtedy utrudni się dostanie do niego PRZEDE WSZYSTKIM osobom, które już o własnych siłach dojść tam nie mogą; rodzinom, które nie pozostawiły na pokucie w domu (za jakie grzechy?!) babci z małymi dziećmi, a tatusiowie dźwigają na ręku półtoraroczne dziecko (które oczywiście nie musi zobaczyć M.Oka i “powinno” pozostać w domu wraz z babcią na pokucie). A jeśli (co jest regułą) tatuś, który dźwigał malucha, chce wraz z mamusią (która też już ma w nogach ponad 8 km drogi z Palenicy pod górę) wejść na Rysy i zachwycać się widokiem gór po obu stronach granicy (za swoje oszczędności mają do tego pełne prawo).
3) Komu więc rzeczywiście zaszkodzimy, LIKWIDUJĄC DOJAZDY na drodze do M.Oka, i likwidując bufet nad M.Okiem? Piwoszom?!
Biorąc pod uwagę NIEZROZUMIAŁĄ MOTYWACJĘ PIWOSZY (pkt 1.), tylko pewna część z nich może zrezygnować z wypadów do M.Oka, ale część będzie przybywać nad M.Oko z piwem w plecaku. To znaczy, że wraz z usunięciem ZALEDWIE CZĘŚCI piwoszy, “wylejemy jednocześnie dziecko razem z kąpielą!”.
Do wstępu na teren TPNu mają RÓWNE PRAWA wszyscy Polacy, ponieważ wszyscy w formie podatków uczestniczą w jego finansowaniu i nikogo pod tym względem nie można w jakikolwiek sposób bezpośrednio czy pośrednio dyskryminować! Czyli, JEŻELI najtęższe kompetentne w tej sprawie głowy tego narastającego problemu nie będą potrafiły inaczej rozwiązać - to należałoby ten teren uznać za ścisły rezerwat (sprawiedliwie dla wszystkich turystów!) - i wtedy moje prawnuki też nie będą deptać po tym terenie (gdyby w przyszłości miał być bardziej dewastowany, niż to wygląda dzisiaj).
“Ścisły rezerwat”? - przecież tam zaczynają i kończą się atrakcyjne szlaki: na Rysy (i przez Rysy), na Przełęcz pod Chłopkiem, na Wrota Chałubińskiego, przez Przełęcz Szpiglasową do Dol. Pięciu Stawów i dalej - i dla tych (”prawdziwych”) turystów noclegownia, kąpiel i możliwość spożycia posiłków są niezbędne - a więc jest to problem BARDZO ZŁOŻONY i rozpatrywanie go z pojedyńczego “punktu widzenia” moim zdaniem jest bardzo, bardzo zawężone.
Mając na uwadze mój stosunek do natury w ogóle, nie jestem przeciwny zwiększaniu komercjalizacji, ale POD WARUNKIEM, że nie przyniesie to jakiejkolwiek szkody naszej przyrodzie. Rozwiązania kompromisowe bez uszczerbku dla środowiska naturalnego uważam raczej za niemożliwe.
Można wyceniać grunty, ale NA PRZYRODĘ NIE MA CENY !!!
Takie jest moje credo!
I jeszcze jedna rzecz (niestety też smutna):
Niezależnie od naszej (turystów) woli, w przyszłości wysokość opłat za wstęp do wszystkich parków narodowych na pewno będzie wzrastała proporcjonalnie do “popytu” i do stopnia zagrożenia środowiska naturalnego (tylko w komuniźmie ignorowano prawa ekonomiczne). Już przede mną częściowo podobne poglądy wyrażał pan Łukasz Aranowski (Jeśli niezbyt dokładnie pamiętam, bardzo Pana Łukasza przepraszam!).
Uprawianie turystyki kosztuje (trzeba za nią płacić jak za chleb). Komu nie starcza pieniędzy, nie musi iść do teatru, na koncert, oglądać ciekawych wystaw, nie musi mieć kamery wideo, samochodu itp. - NIE MUSI też odwiedzać parków narodowych - od braku dostępu do tym podobnych dóbr jeszcze nikt nie umarł, a CHLEB MUSI JEŚĆ KAŻDY i (podkreślam) bez pieniędzy też go nikt nie kupi.
Chyba w niedalekiej przyszłości głównym wentylem REGULUJĄCYM NATĘŻENIE RUCHU TURYSTYCZNEGO w naszych Tatrach będą ZRÓŻNICOWANE OPŁATY za wstęp do poszczególnych części TPNu.
Może ktoś znajdzie jakiś supersposób na nasycenie “wilków” i pozostawienie “owiec” nie tkniętych?!
Pozdrawiam serdecznie Wszystkich, którym leży na sercu zachowanie najpiękniejszej naszej przyrody i najpiękniejszego naszego krajobrazu dla naszych potomnych!
Żegnając się, życzę Wszystkim Forumowiczom i Panu Administratorowi osiągania dużej satysfakcji ze Swoich turystycznych pasji.
Stary Dreptaniec.
Serdecznie witam!
Opis o sobie wyraziła Pani bardzo pięknie ujętą myślą: “Nie sztuka czerpać z przyrody i brać z niej tak, by ją przy tym zniszczyć doszczętnie. SZTUKA NATOMIAST CZERPAĆ i brać tak, BY PRZYRODY NIE ZNISZCZYĆ, lecz zachować ją, a nawet wzbogacać”.
Ponad 30 lat temu, ZAUROCZONY naszymi choć niewielkimi, ale pięknymi Tatrami, w dniu przeznaczonym na odpoczynek napisałem m.in. (cytuję fragmenty kilkunastozwrotkowej liryki):
“Już granie Tatr! Hamulców zgrzyt, plecaków tłum,
głęboki wdech... Na Bystrej most, potoku szum...
Krupówek gwar, góralski śpiew...
w dolinach mgły - na szczytach śnieg”.
“Lśni Czarny Staw - piękny wstał dzień...
Na Orlą Perć, Granatów czerń,
grań Czarnych Ścian... Już Kozi Wierch -
przyjemny wiatr, czuć rześki chłód -
wspaniały szczyt! Ja chyba śnię -
to piękno Tatr urzeka mnie...”
“Jaskini mrok - podziemny świat,
zaklęte w nim miliony lat!
Pochylam kark i jeszcze krok -
wylotu blask oślepia wzrok...
Wrócę do Tatr znowu za rok!”
Po kilku latach dopisałem:
“I tak co rok wracam do Tatr -
wierny im wciąż od wielu lat.
Tu słońca blask, uroczy świat,
świstaka głos, szarotki kwiat.
TU NIESIE WIATR
POEZJĘ TATR...”
Po kilkunastu latach już miałem wizję zbliżającej się starości:
“Gdy włos posiwieje, pomarszczy się czoło,
a nogi osłabłe na szlak nie powiodą,
gdy więcej już z Rysów nie spojrzę na Ganek,
nie wejdę na Zawrat, na Kozi, Granaty, Świnicę... O Boże!...
to wtedy z zadumą ten album otworzę...
I znów się przypomni”...
“Przypomną się chwile:
- kiedy oblodzone “zawratowe” skały
po szklistej gładkości w przepaść mnie spychały...
- kiedy na Giewoncie niespodzianie przyszło
ciężkie, ołowiane, groźne kłębowisko
i za chwilę... piorun moją dłoń “uścisnął”!
“W zaciszu domowym, gdy na dworze chlapie,
też będę wędrować... paluszkiem po mapie...
Przebiegnę przez mostki na “Potoku Białym”
i stromo pod górę na szczyt Sarniej Skały.
Dalej przez Strążyską...
i koło Kominów do domu już blisko”.
Nie jest ważne, czy powyższe amatorskie strofy były pisane zgodnie z regułami wierszowania, czy są to może “częstochowskie rymy”? - istotne jest to, iż tworzone były SPONTANICZNIE prosto od serca, że były przeznaczone dla wnuków i prawnuków, aby oni - obcując z naturą, z górami, ich przyrodą, z ojczystym krajobrazem (wszak on jest dla nas najmilszy!) - przeżywali takie same wzruszenia jak kiedyś ich pradziadek, żeby “jego góry” były także “ich górami”!
Nie przewidywałem wtedy, że już za 30 lat będą to inne - “nie moje” góry, że zostaną NADMIERNIE OKUTE łańcuchami, że zamiast wspinaczek za pomocą rąk po naturalnej skale, zostaną zbudowane wygodne “alejki na górę parkową”, że będą bezmyślnie rozdeptywane, zaśmiecane, zanieczyszczane; że na szlakach zaniknie tradycyjne “Dzień dobry” i “Szczęść Boże”.
Wraz z moim przyjacielem (wielkim miłośnikiem naszych Tatr, który niedawno odszedł już na “wieczny szlak”) w Schronisku na Hali Kondratowej byliśmy świadkami wzruszającej sceny:
Przy skromnym posiłku trzech chłopców w wieku ok. 14-15 lat i jedna dziewczynka (chyba siostrzyczka jednego z nich) z przejęciem wymieniało między sobą spostrzeżenia z przebytego szlaku. Potem zaczęli na stole liczyć swoje zasoby pieniężne i ustalać na ile chodzenia po górach jeszcze im wystarczy; naradzali się, jak najbardziej oszczędnie tymi pieniędzmi gospodarować - a było tego niewiele. Zauważyłem w oczach przyjaciela “świeczki” wzruszenia (on bardzo kochał młodzież), sięgnął po portfel, ja uczyniłem to samo. Chociaż dzieci odmawiały, zasiłek (wraz z życzeniami szczęścia) pozostawiliśmy na stole.
A w 2000 roku podczas ostatnich moich pożegnalnych wędrówek spotkałem kilka razy młodych ludzi ze słuchawkami na uszach, a raz nawet grupkę z głośnym tranzystorem. Czy tacy “turyści” - poza sportowym zaliczaniem szlaków przy dyskotekowych dźwiękach - zauważyli coś pięknego, coś wzruszającego w otaczającym krajobrazie, wśród którego maszerowali?
Jakże byli oni różni od wspomnianej czwórki dzieci!
To już nie były “moje tamte” góry!
Co będzie za NASTĘPNE 30 lat?!
Jakich SKARG i jęków bólu moglibyśmy się nasłuchać, gdyby ta DUSZONA PRZYRODA mogła KRZYCZEĆ?!
Moim zdaniem niewiele pomoże kosztowne zatrudnianie sprzątaczy TPNu, jeśli nie ruszy wielka akcja propagandowa zmierzająca do uświadamiania chodzących po górach i do podniesienia ich kultury. Nie znam programów szkolnego nauczania, ale jeśli pominięto w nich ekologię i uświadamianie młodzieży o znaczeniu środowiska naturalnego dla życia człowieka - to należy to jak najszybciej uzupełnić. Należy zaprosić do pomocy socjologów i psychologów.
Nie zmienią też sytuacji jakiekolwiek próby tzw. “zniechęcania” niektórych kategorii turystów do przybywania w najbardziej odwiedzane i najbardziej narażone na dewastację regiony TPNu.
Oto przykład:
W roku 1970 lub 1971 odbyłem “odpoczynkowy” spacer do jaskini Dziura. W czasie podchodzenia zwrócił moją uwagę młody (ok. 23 - 24-letni) “turysta”, który lekko chwiejnym krokiem “maszerował” do góry z ciężkim (jak nietrudno było zauważyć) plecakiem. Po przybyciu na miejsce, zdjął plecak i usiadł przy wejściu do jaskini. Sądziłem, że teraz posili się i wzmocni przemęczone nogi. Z plecaka wydobył jednak (zamiast pożywienia)... półlitrową butelkę piwa. Potem opróżnił następne dwie. Wyglądało na to, że w plecaku ma jeszcze ok. 5 butelek piwa.
Gdyby ów osobnik urodził się 35 lat później i znalazł się nad M.Okiem, to chybaby puszki po piwie (choć są lekkie) pozostawił na miejscu, ale “mój” piwosz (choć butelki były ciężkie) załadował je z powrotem do plecaka i ruszył w powrotną drogę.
Wniosek stąd taki, że wraz z postępem cywilizacji i techniki (zamiana butelek na puszki) następuje REGRES KULTURALNY, czego dowodami są także fotografie Pana Kuby Terakowskioego.
I teraz refleksja:
1) Całkiem NIE ZROZUMIANĄ dla mnie jest MOTYWACJA dla piwosza, aby - zamiast wypić 3 piwa przy Drodze Pod Reglami - dźwigać ciężki plecak z piwem do jaskini, by tam te 3 butelki opróżnić, nie zaglądając nawet do tej jaskini? Proszę o odpowiedź Szanownych Socjologów i Psychologów, jeśli tacy są wśród Forumowiczów.
2) Jeżeli z drogi do M.Oka zostaną usunięte breki, to wtedy utrudni się dostanie do niego PRZEDE WSZYSTKIM osobom, które już o własnych siłach dojść tam nie mogą; rodzinom, które nie pozostawiły na pokucie w domu (za jakie grzechy?!) babci z małymi dziećmi, a tatusiowie dźwigają na ręku półtoraroczne dziecko (które oczywiście nie musi zobaczyć M.Oka i “powinno” pozostać w domu wraz z babcią na pokucie). A jeśli (co jest regułą) tatuś, który dźwigał malucha, chce wraz z mamusią (która też już ma w nogach ponad 8 km drogi z Palenicy pod górę) wejść na Rysy i zachwycać się widokiem gór po obu stronach granicy (za swoje oszczędności mają do tego pełne prawo).
3) Komu więc rzeczywiście zaszkodzimy, LIKWIDUJĄC DOJAZDY na drodze do M.Oka, i likwidując bufet nad M.Okiem? Piwoszom?!
Biorąc pod uwagę NIEZROZUMIAŁĄ MOTYWACJĘ PIWOSZY (pkt 1.), tylko pewna część z nich może zrezygnować z wypadów do M.Oka, ale część będzie przybywać nad M.Oko z piwem w plecaku. To znaczy, że wraz z usunięciem ZALEDWIE CZĘŚCI piwoszy, “wylejemy jednocześnie dziecko razem z kąpielą!”.
Do wstępu na teren TPNu mają RÓWNE PRAWA wszyscy Polacy, ponieważ wszyscy w formie podatków uczestniczą w jego finansowaniu i nikogo pod tym względem nie można w jakikolwiek sposób bezpośrednio czy pośrednio dyskryminować! Czyli, JEŻELI najtęższe kompetentne w tej sprawie głowy tego narastającego problemu nie będą potrafiły inaczej rozwiązać - to należałoby ten teren uznać za ścisły rezerwat (sprawiedliwie dla wszystkich turystów!) - i wtedy moje prawnuki też nie będą deptać po tym terenie (gdyby w przyszłości miał być bardziej dewastowany, niż to wygląda dzisiaj).
“Ścisły rezerwat”? - przecież tam zaczynają i kończą się atrakcyjne szlaki: na Rysy (i przez Rysy), na Przełęcz pod Chłopkiem, na Wrota Chałubińskiego, przez Przełęcz Szpiglasową do Dol. Pięciu Stawów i dalej - i dla tych (”prawdziwych”) turystów noclegownia, kąpiel i możliwość spożycia posiłków są niezbędne - a więc jest to problem BARDZO ZŁOŻONY i rozpatrywanie go z pojedyńczego “punktu widzenia” moim zdaniem jest bardzo, bardzo zawężone.
Mając na uwadze mój stosunek do natury w ogóle, nie jestem przeciwny zwiększaniu komercjalizacji, ale POD WARUNKIEM, że nie przyniesie to jakiejkolwiek szkody naszej przyrodzie. Rozwiązania kompromisowe bez uszczerbku dla środowiska naturalnego uważam raczej za niemożliwe.
Można wyceniać grunty, ale NA PRZYRODĘ NIE MA CENY !!!
Takie jest moje credo!
I jeszcze jedna rzecz (niestety też smutna):
Niezależnie od naszej (turystów) woli, w przyszłości wysokość opłat za wstęp do wszystkich parków narodowych na pewno będzie wzrastała proporcjonalnie do “popytu” i do stopnia zagrożenia środowiska naturalnego (tylko w komuniźmie ignorowano prawa ekonomiczne). Już przede mną częściowo podobne poglądy wyrażał pan Łukasz Aranowski (Jeśli niezbyt dokładnie pamiętam, bardzo Pana Łukasza przepraszam!).
Uprawianie turystyki kosztuje (trzeba za nią płacić jak za chleb). Komu nie starcza pieniędzy, nie musi iść do teatru, na koncert, oglądać ciekawych wystaw, nie musi mieć kamery wideo, samochodu itp. - NIE MUSI też odwiedzać parków narodowych - od braku dostępu do tym podobnych dóbr jeszcze nikt nie umarł, a CHLEB MUSI JEŚĆ KAŻDY i (podkreślam) bez pieniędzy też go nikt nie kupi.
Chyba w niedalekiej przyszłości głównym wentylem REGULUJĄCYM NATĘŻENIE RUCHU TURYSTYCZNEGO w naszych Tatrach będą ZRÓŻNICOWANE OPŁATY za wstęp do poszczególnych części TPNu.
Może ktoś znajdzie jakiś supersposób na nasycenie “wilków” i pozostawienie “owiec” nie tkniętych?!
Pozdrawiam serdecznie Wszystkich, którym leży na sercu zachowanie najpiękniejszej naszej przyrody i najpiękniejszego naszego krajobrazu dla naszych potomnych!
Żegnając się, życzę Wszystkim Forumowiczom i Panu Administratorowi osiągania dużej satysfakcji ze Swoich turystycznych pasji.
Stary Dreptaniec.