Forum członków i sympatyków PTTK
login:  
hasło:  

Tematyka ogólna

Glajcha, breja, glumza?..

wszystkich wiadomości w wątku: 54
data najnowszej wiadomości: 2007-03-19

Temat: Glajcha, breja, glumza?..
Autor: Kuba
Data: 2003-02-09 20:20:36

Więc ognisko juz, kociołek też,
w kociołek ryż, makaron lub kasza,
do tego konserwa aktualnie dostepna
oraz duzo przypraw dla zabicia pierwotnego smaku...

Choc dzisiaj możliwości kulinarne nieco sie poszerzyły, w dalszym ciągu podobna potrawa bywa podstawa jadłospisu podczas spacerów zwłaszcza w nieco mniej cywilizowanym terenie.

Można toto nazwac risottem, gdy ryż,
bądź pastą, gdy w podstawie makarony.
Jednak w róznych częściach Polski funkcjonują rozmaite - daleko wdzięczniejsze i dźwięczniejsze niz te włoskie - nazwy lokalne opisanej potrawy.

Więc jak na To mówicie?
Lub - podle waszej wiedzy - gdzie jak mówią?
Zróbmy kulinarną mape kraju.

W Lublinie i okolicach np.
"glajcha" lub "glaja".

Bodajze w Łodzi
"glumza"
( a może w Rzeszowie? )
jeszcze gdzie indziej ( gdzie nie pomnę ) prosto: "breja" i "mamałyga".

A jak u was?

Kuba

Temat: Re: Glajcha, breja, glumza?..
Autor: Piotr Rościszewski
Data: 2003-02-09 21:24:11

Stawianie znaku rowności między ryżem i makaronem, a następnie sugerowanie, że ma to coś wspólnego z mamałygą (oprócz jedzenia rzecz jasna) i mapą kulinarną kraju świadczy o zupełnym braku znajomości rzeczy. Równie dobrze można by rybę porównać z kalafiorem. Breję można zrobić z każdej potrawy, ale nie z da się zrobić z potrawy ani ryżu, ani makaronu, ani też mamałygi.
Ciekawi mnie Kubo, czy wiesz co to mamałyga.

Temat: Re: Glajcha, breja, glumza?..
Autor: Tomek Dygała
Data: 2003-02-09 21:32:19

Warszawa: berbelucha lub prościej i czytelniej ;-) - paw

ewentualnie zupa na winie - co się nawinie to do gara :-)

Gliwice: pulpa

Temat: Re: Glajcha, breja, glumza?..
Autor: Kuba
Data: 2003-02-09 21:45:43

Piotrze litości!

>>Stawianie znaku równości między ryżem i makaronem>sugerowanie, że ma to coś wspólnego z mamałygą i mapą kulinarną kraju świadczy o zupełnym braku znajomości rzeczy>Breję można zrobić z każdej potrawy, ale nie z da się zrobić z potrawy ani ryżu, ani makaronu, ani też mamałygi.>Ciekawi mnie Kubo, czy wiesz co to mamałyga

Temat: Re: Glajcha, breja, glumza?..
Autor: Przodownik 1811
Data: 2003-02-09 22:13:15

Kubo litości!
"Piotrze litości!

>>Stawianie znaku równości między ryżem i makaronem>sugerowanie, że ma to coś wspólnego z mamałygą i mapą kulinarną kraju świadczy o zupełnym braku znajomości rzeczy>Breję można zrobić z każdej potrawy, ale nie z da się zrobić z potrawy ani ryżu, ani makaronu, ani też mamałygi.>Ciekawi mnie Kubo, czy wiesz co to mamałyga"

Temat: Re: Glajcha, breja, glumza?..
Autor: Kuba
Data: 2003-02-09 22:12:32

Piotrze litości!

"Stawianie znaku równości między ryżem i makaronem"
- gdzie ?!

"sugerowanie, że ma to coś wspólnego z mamałygą i mapą kulinarną kraju świadczy o zupełnym braku znajomości rzeczy"
- rzecz polega na tym: gdzie jak nazywają jedzony na wycieczce makaron lub ryż z konserwą; czy juz rozumiesz Piotrze, czy narysować?

"Breję można zrobić z każdej potrawy, ale nie z da się zrobić z potrawy ani ryżu, ani makaronu, ani też mamałygi."
- niewątpliwie, ale czego chciałeś przez to dowieść?

"Ciekawi mnie Kubo, czy wiesz co to mamałyga"
- Zgaduj Piotrze. Do trzech razy.

Kiedyś prowadząc wycieczkę, pod koniec dnia, powiedziałem przez mikrofon w autokarze, że nazajutrz spotykamy się o ósmej rano.
Kilka dziewcząt siedzących z tyłu autokaru, poczęło dopytywać się "o której?! o której?!"
Powtórzyłem zatem:
"o godzinie ósmej, czyli długa wskazówka do góry, a krótka na bałwanku"
Nie przypuszczałem, że podobne tłumaczenie
będzie konieczne na tym Forum.

Ukłony,

Kuba

Temat: Re: Glajcha, breja, glumza?..
Autor: Kuba
Data: 2003-02-09 22:16:41

"Kubo litości!"

Ależ proszę bardzo - niniejszym lituję się nad Tobą z przyjemnością.
Jeśli chcesz - mogę jeszcze raz.

Program przypuszczalnie źle znosi używanie podwójnego znaku mniejsze/większe w roli cudzysłowu.
Stąd poprzedni post bez nowej treści, a tylko z cytatem.

Pozdrowieństwa

Kuba

Temat: Re: Glajcha, breja, glumza?..
Autor: Przodownik 1811
Data: 2003-02-09 22:17:27

"Kiedyś prowadząc wycieczkę, pod koniec dnia, powiedziałem przez mikrofon w autokarze, że nazajutrz spotykamy się o ósmej rano."

Właśnie. Najwięcej doświadczenia i obycia z górami, a także zdolności do oceny ewentualnych zagrożeń na trasie wycieczek pieszych daje prowadzenie w autokarze i mówienie do mikrofonu...

Temat: Re: Glajcha, breja, glumza?..
Autor: Kuba
Data: 2003-02-09 22:42:54

No witaj w domu Lechu!

Zapraszałem Cię z pokazem Twych chwalebnych blizn na "Zaśpiewaj to inaczej"
a zapomniałem na wątek kulinarny.
Bardzo mi tu Ciebie brakowało.

Pogrążając się jeszcze pod Twym nader celnym ciosem,
dodam, że wydarzenie to miało miejsce nie tylko w autokarze,
ale i na terenie całkiem płaskim i w dodatku nie w Polsce ani w Czechach, a pod Wenecją.

A możesz mnie pognębić jeszcze z innych stron:
oto - obok pilotowania - parałem się ( choc z rzadka ) także przewodnictwem miejskim i terenowym.
Ujawniłem to wprawdzie już wcześniej, przypominam jednak na wypadek, gdybyś juz o tym nie pamietał - w końcu zapominanie ( zwłaszcza dupereli ) - w pewnym stanie to nic niezwykłego.

Dlaczego nie podpisujesz sie juz nazwiskiem Lechu?
Czyżbyś zaczął wstydzić się swych personaliów - tak jak - naturalnie - ja?

Życzę zdrowia Lechu.
No i oczywiście - Nobla

Kuba

Temat: Re: Glajcha, breja, glumza?..
Autor: Basia Z.
Data: 2003-02-10 07:52:32

"Pulpa" jest ogólnogórnośląskie, bo tak samo nazywa się w SKPB Katowice.

Sposób gotowania jest inny niż warszawski. W Warszawie najpierw robi się osobno sos, potem wszystko miesza, w Gliwicach wrzuca wszystko do kotła od razu.

Gliwicki przepis na pulpę mojego autorstwa można znaleźć www.e-gory.pl.

Dużą różnicą jest to ze do naszej pulpy daje sie czerwoną fasolkę, kukurydzę, groszek, kapustę kiszoną, pokrojony żółty ser i dużo przecieru pomidorowego.

Pozdrowienia.

Basia

Temat: Re: Glajcha, breja, glumza?..
Autor: Łukasz Aranowski
Data: 2003-02-10 09:46:10

> Program przypuszczalnie źle znosi używanie podwójnego znaku
> mniejsze/większe w roli cudzysłowu.

Program znak mniejszości traktuje jak rozpoczęcie taga HTML i automatycznie usuwa wszystko za nim, aż do napotkania znaku ">".

Jeśli chcesz uzyskać znaczek mniejszości używaj ciągu znaków "& l t ;" (pooddzielałem spacją, żeby nie zamienił na znaczek... :-)).

Pozdro,
Łukasz
--
Łukasz Aranowski
Strona domowa: http://www.mendel.pl/
Facebook: https://www.facebook.com/laranowski

Temat: Re: Glajcha, breja, glumza?..
Autor: Łukasz Aranowski
Data: 2003-02-10 09:53:24

Witam!!!

W moim środowisku od zawsze był to "paw". Oczywiście pełna nazwa, to "paw turystyczny". :-)

Jednak pamietać trzeba, że większość z Was jada pawie "jednogarowe". Jak to zobaczyłem - był to dla mnie szok! U nas od zawsze pawie były "dwugarowe" - oddzielnie gotował się zapychacz, a oddzielnie sos. Mieszało sie je razem dopiero w menażkach przy nakładaniu. Żadnego żarcia z gara!

Przyznam się szczerze, że u nas zawsze do gotowania pawika przykładało się dużą wagę. Zapychacze w miare możliwości się zmieniały co jakiś czas - kasza jęczmienna, gryczana, ryż, makaron. Jak ktoś zostawał na cały dzień w schronisku i miał czas, to zlecało mu sie wtedy nawet pęczak. Teraz jak wszystko jest w torebkach kupujemy mniej więcej po torebce na osobę - dziewczyny jedzą troche mniej, faceci więcej i się wyrównuje. Makaronu kupujemy pół kilo na każde 3 osoby w grupie.

Natomiast sos, to cały rytuał:
Najpierw 1/4 5 litrowego gara wody sie gotuje. Po zagotowaniu wrzuca się 6 kostek rosołowych i koncetrat pomidorowy "Pudliszki" (2 słoiki, albo 4 puszeczki). Do otrzymanej tak bardzo mocnej zupy pomidorowej wrzucamy skrojony kilogram cebuli (jak gotujemy gdzieś pod dachem i na piecu jest miejsce mozna ją wcześniej przysmażyć w menażce na tłuszczu od mielonki - jak gotujemy na ognisku to oczywiście nie). Poza cebulą można dodać opcjonalnie:
- puszkę groszku konserwowego, kukurydzy, fasolki konserwowej(zawsze razem z sosem).
- pokrojone drobno dwie marchewki,
- jeżeli tego dnia byliśmy w sklepie to luksus absolutny - mrożonkę warzywną Hortexu.

Na samym końcu wrzucamy mielonkę - po 1/3 półkilowej puszki na głowe.
Sos musi się pogotować, tak aby wszystko zmiękło i przeszło mielonką.

Sosiku z reguły gotujemy cały gar. Jak jest mało osób, to jest w nim odpowiedni mniej mielonki, ale za to więcej go przypada na osobę. Może wyjść nawet "zupa pawiowa" zamiast pawia.

Zapychacz rozkładamy po menażkach (ile kto chce - z reguły gotujemy za dużo). Posypujemy drobno pokrojonym albo startym (warunek starcia: schronisko i tarka na stanie kuchni!) żółtym serem. Potem zalewamy sosikiem - ile kto chce - i tak resztka z reguły zostaje.

Po wymieszaniu każdy otrzymuje pysznego pawika. Na stole (na trawie) lądują przyprawy i każdy już sobie sam doprawia jak lubi.

Pozdrawiam,
Zgłodniały Łukasz
--
Łukasz Aranowski
Strona domowa: http://www.mendel.pl/
Facebook: https://www.facebook.com/laranowski

Temat: Re: Glajcha, breja, glumza?..
Autor: Kuba
Data: 2003-02-10 10:22:30

Paw czy glajcha - zdecydowanie winny byc dwugarowe.
Jedzenie z jednego kociołka, czy z menażek - zależy oczywiście od stopnia intymności grupy.
Serek żółty a la łupież - także poleceam.
A propos pawia
- adekwatność nazwy "paw" potwierdziła kiedyś operacja moich kolegów w Wysowej - uwarzyli oni dwie porcje makaronu na glaję w dwu różnych mineralnych wodach;
kiedy zmieszali uzyskane tak kluchy zielonkawe i czerwonawe, powstał ( nawet bez sosu ) wykapany (oops) paw.

Smacznego

Kuba

Temat: Re: Glajcha, breja, glumza?..
Autor: Basia Z.
Data: 2003-02-10 10:41:51

Ale nie w każdych warunkach da się w dwóch garach. Czesto na 8-10 osób ma się w ogóle dwa gary, z czego jeden jest z załozenia na herbatę.

A po co do menażek ?
Aby było więcej mycia ?
W warunkach na grzbiecie Czarnohory, lub Wielkiej Fatry przy mało wydajnym źródełku sprawdza się tylko wersja jednogarowa, jedzona ze wspólnego gara.
Zreszta jedzenie ze wspólnego gara wyjątkowo integruje grupę.
U nas wspólne robienie i jedzenie pulpy jest jedna z pierwszych czynności, która uczymy kursantów ;-).

Pozdrowienia.

Basia

Temat: Re: Glajcha, breja, glumza?..
Autor: Kuba
Data: 2003-02-10 11:03:23

"Ale nie w każdych warunkach da się w dwóch garach. Czesto na 8-10 osób ma się w ogóle dwa gary, z czego jeden jest z załozenia na herbatę"

Herbatę robi się po zjedzeniu glaji, aby wymyć kociołek po niej - wszak czasami po wodę schodzić trzeba tak daleko.

Komu cukier, cytrynka, popiół z ogniska?

Kuba

Temat: Re: Glajcha, breja, glumza?..
Autor: Łukasz Aranowski
Data: 2003-02-10 11:00:15

> Czesto na 8-10 osób ma się w ogóle dwa gary, z czego jeden jest
> z załozenia na herbatę.

U nas zawsze są dwa gary. Dopiero jak liczba osób przekracza 12 bierzemy trzeci bowiem zapychacz się wtedy nie mieści w jeden gar (max. 12 100 gramowych torebek ryżu!).

W każdych warunkach da się zrobic w dwóch garach (a czasami nawet w trzech). Jak idziesz w 10 lub więcej osób, to jeden gar herbaty i tak nie wystarczy. Zatem gotuje się obiadek, a w czasie jego spożywania robi się herbatka. Normalna sprawa.

> W warunkach na grzbiecie Czarnohory (...)

Basiu... Jak często gotujesz na grzbiecie Czarnohory? :-)
Pomijam fakt, że sama mówiłaś, że nawet jak jesteście w chatce, to i tak robicie pawia jednogarowego. A warunki tam znacznie odbiegają od warunków na grzbiecie Czarnohory. :-)

> A po co do menażek? Aby było więcej mycia?

A po co w ogóle po tych górach chodzić? Żeby sie spocić? :-)

Każdy z nas lubi innego pawika. Ja np. nie lubie ostrego. Ktoś inny z kolei nie lubi oregano. Itd. A jedzenie to przecież najważniejsza sprawa na wyjeździe. :-)

Pozdro,
Łukasz
--
Łukasz Aranowski
Strona domowa: http://www.mendel.pl/
Facebook: https://www.facebook.com/laranowski

Temat: Re: Glajcha, breja, glumza?..
Autor: Basia Z.
Data: 2003-02-10 11:32:00

Przynajmniej raz w roku, a zwykle częściej bywam w górach (zazwyczaj na Słowacji) na obozie wędrownym, gdzie śpi sie pod namiotami (lub bez nich pod gołym niebem) i gotuje na ognisku.
W takich warunkach ciężar każdego dodatkowego gara jest znaczący.
Ja zwykle w ogóle nie noszę menażki, bo wystarcza mi kubek.

A w chatce robimy pulpę jednogarową ze względu na tradycję.
Jaka to radocha jeść z jednego gara :-). Na pewno Cię kiedyś jeszcze zaprosze na jakś imprezę SKPG i będziesz miał okazję sie przekonać.
Są jeszcze zwiazane z tym inne drobne zwczaje np. ten komu ostatniemu kapnęło na stół, lub na ziemię - myje gar.

Pozdrowienia.

Basia

Temat: Re: Glajcha, breja, glumza?..
Autor: Basia Z.
Data: 2003-02-10 11:54:00

Jeszcze z innych obyczajów związanych z grupowym jedzeniem :
Nie wolno brać kromek spod spodu. Jeśli ktoś weźmie kromkę spod spodu a ta wierzchnia się poruszy (jak w bierkach) - myje talerze.

Nie wolno brać kromek z dżemem, lub nutellą (ogólnie - ze słodkim) jesli wcześniej nie zostaną zjedzone wszystkie inne kanapki.
Wszyscy w napięciu czekają aż ostatnia osoba zje ostatni kęs kanapki z czym innym żeby można było zacząć dżem.

Czy u Was też są takie zwyczaje ?

Pozdrowienia.

Basia

Temat: Re: Glajcha, breja, glumza?..
Autor: Łukasz Aranowski
Data: 2003-02-10 11:52:38

> W takich warunkach ciężar każdego dodatkowego gara jest znaczący.

Może i znaczący. Nam to nie przeszkadza. O wiele cięższa od gara jest siekiera czy namiot. Sam gar to pikuś. :-)

> Ja zwykle w ogóle nie noszę menażki, bo wystarcza mi kubek.

U nas byś umarła z głodu, albo jadła z kubka... ;-)

> A w chatce robimy pulpę jednogarową ze względu na tradycję.

ROTFL! :-) W te wakacje spotkałem dwóch przesympatycznych chłopaków z Waszego klubu w Ropiance. Robili pulpę jednogarową. Też ze względu na tradycję? :-)

> Jaka to radocha jeść z jednego gara :-).

No... Szczególnie jak masz ponad 15 osób. Każdy po kolei bierze po łyżce i może iść spać, bo paw się skończył...

> Są jeszcze zwiazane z tym inne drobne zwczaje np. ten komu
> ostatniemu kapnęło na stół, lub na ziemię - myje gar.

Drobnych zwyczajów każde środowisko ma bez liku. Nie będę nawet wymieniał naszych, bo znowu strzeliłbym posta na 3 ekrany... :-)

Pozdro,
Łukasz
--
Łukasz Aranowski
Strona domowa: http://www.mendel.pl/
Facebook: https://www.facebook.com/laranowski

Temat: Re: Glajcha, breja, glumza?..
Autor: Basia Z.
Data: 2003-02-10 12:07:30

> Jaka to radocha jeść z jednego gara :-).

> No... Szczególnie jak masz ponad 15 osób. Każdy po kolei bierze po łyżce i może iść spać, bo paw się skończył...

Przecież ilosć pulpy nie jest mniejsza przez to że się ją je z jednego gara, a nie z menażek. A nawet nieco większa, bo gar zawsze jest dokłądnie wyskrobany i nie traci sie na przekładaniu.
(Gar mamy zazwyczaj 8 l)
W takiej sytuacji wyższosć mają silne i przebojowe jednostki, które w tym samym czasie potrafią zjeść więcej niż jednostki słabsze.
Przecież to chyba zgodne z Twoją filozofią zyciową ?
Tymaczasem do menazek dajemy wszystkim mniej wiecęj po równo, jak w socjaliźmie.

Pozdrowienia.

Basia

Temat: Re: Glajcha, breja, glumza?..
Autor: Łukasz Aranowski
Data: 2003-02-10 12:18:57

> W takiej sytuacji wyższosć mają silne i przebojowe jednostki, które
> w tym samym czasie potrafią zjeść więcej niż jednostki słabsze.
> Przecież to chyba zgodne z Twoją filozofią zyciową?
> Tymczasem do menazek dajemy wszystkim mniej wiecęj po równo,
> jak w socjaliźmie.

A widzisz... ;-)
Twój lewicowy światopogląd nie może pogodzić się z faktem, że jedzenia może... nie brakować. :-)

U nas każdy przed jedzeniem deklaruje ile zje. Ponieważ zapychacz kupujemy w torebkach dosyć łatwo jest z dokładnością co do ćwierci torebki określić ile się chce zjeść. Sumujemy potem chęci zaokrąglamy do liczby całkowitej w góre i tyle gotujemy. Więc NIGDY nie rozdzielamy żarcia po równo (no, chyba że akurat, niesamowitym zbiegiem okoliczności, wszyscy by chcieli tyle samo). Przy nakładaniu każdemu nakłada się tyle ile chciał i z głowy.

A serka i sosu dajemy proporcjonalnie do zapychacza. Ale i tak z reguły zostaje.

Jest tylko jeden warunkek - nie wolno zostawiać! Kto zostawi coś w menażce - otrzymuje wachtę gratis. :-)

Skoro już powołujesz się na socjalizm i urawniłowkę to wydaje mi się, że system gdzie każdy przyprawia sobie pawika jak chce w swojej menażce, je szybciej lub wolniej, chlapie pod stół ile mu się podoba albo nie jest nieco mniej "socjalistyczny", niż konieczność jedzenia z jednego gara żarcia w tempie jak najszybszym i przyprawionego tak jak się sypnęło kucharzowi. :-)

Pozdro,
Łukasz
--
Łukasz Aranowski
Strona domowa: http://www.mendel.pl/
Facebook: https://www.facebook.com/laranowski

Temat: Re: Glajcha, breja, glumza?..
Autor: Kuba
Data: 2003-02-10 13:03:17

Basia z Łukaszem zaczynają się zapętlac
jak na takiej jednej preclowej dyskusji światopoglądowej ;-)

Wracajmy do przyjemności - ktoś już wspomniał o deserze:

tak np. kanapka z dżemem
- jak mogła być zwana, zwłaszcza w Paśmie Magurskim BN
- był ( no nie deser, ale podobna historia ) taki kiedyś pasztecik puszkowany od pewnej plaskatej okolicy nazwę czerpiący - w górach też nazywano go inaczej...
- czy na kisiel mówicie kisiel?

Głodny postów z odpowiedziami,

Kuba

Temat: Re: Glajcha, breja, glumza?..
Autor: Łukasz Aranowski
Data: 2003-02-10 13:13:35

O paszteciku i kanapce z dżemem nie wiem nic... ;-)

Ale za to kwestia kiślu jest oczywista zupełnie. Od zawsze i to chyba we wszystkich środowiskach na kisiel mówiło się "glut", na torebkę od herbaty "szczur", a na mięso "padlina". Szczerze mówiąc określenia te wydają mi się tak oczywiste, że posługuje się nimi na codzień, mówiąc tak również do znajomych "nieturystycznych". I, co ciekawe, jestem dla nich zrozumiały. Czyli nazwy te weszły do języka potocznego... :-)

Pzdr,
Ł.
--
Łukasz Aranowski
Strona domowa: http://www.mendel.pl/
Facebook: https://www.facebook.com/laranowski

Temat: Re: Glajcha, breja, glumza?..
Autor: Basia Z.
Data: 2003-02-10 13:44:06

> U nas każdy przed jedzeniem deklaruje ile zje. Ponieważ zapychacz kupujemy w torebkach dosyć łatwo jest z dokładnością co do ćwierci torebki określić ile się chce zjeść. Sumujemy potem chęci zaokrąglamy do liczby całkowitej w góre i tyle gotujemy. Więc NIGDY nie rozdzielamy żarcia po równo (no, chyba że akurat, niesamowitym zbiegiem okoliczności, wszyscy by chcieli tyle samo). Przy nakładaniu każdemu nakłada się tyle ile chciał i z głowy.

No jasne - "każdemu wg potrzeb" - typowy socjalizm.

;-)

Pozdrowienia.

Basia

Temat: Re: Glajcha, breja, glumza?..
Autor: Basia Z.
Data: 2003-02-10 13:45:20

Ja tak samo jak Łukasz na kisiel mówie "glut", na herbate "szczur" a na mielonkę "padlina" względnie "mierdolonka".
Są też "chińczyki"

Jadaliśmy czasem "pasztet z dzieci" - całkiem niezły wyrób Gerbera z uśmiechnietym dzieckiem na etykiecie.
Ale o dżemie nic nie wiem, takoż o tym pasztecie, o którym pisałeś.

Pozdrowienia.

Basia

Temat: Re: Glajcha, breja, glumza?..
Autor: Tomek Dygała
Data: 2003-02-10 13:48:45

Każdemu wedle potrzeb to KOMUNIZM.

Socjalizm to było każdemu wedle zasług :-)

Temat: Re: Glajcha, breja, glumza?..
Autor: Tomek Dygała
Data: 2003-02-10 13:50:26

> Jadaliśmy czasem "pasztet z dzieci" - całkiem niezły wyrób Gerbera z uśmiechnietym dzieckiem na etykiecie.

ja to znam jako "przecier z dziecka" :-)

Temat: Re: Glajcha, breja, glumza?..
Autor: Łukasz Aranowski
Data: 2003-02-10 13:56:04

> No jasne - "każdemu wg potrzeb" - typowy socjalizm. ;-)

Nazwałbym to raczej - każdemu według chęci... ;-)
I lepsze to niż każdemu według... szybkości. To jest dobre tylko dla MŁODYCH facetów... :-) :-) :-) :-)

Pozdro,
Łukasz
--
Łukasz Aranowski
Strona domowa: http://www.mendel.pl/
Facebook: https://www.facebook.com/laranowski

Temat: Re: Glajcha, breja, glumza?..
Autor: Basia Z.
Data: 2003-02-10 14:06:17

Nie jesetem młodym facetem, ale tez sobie jakoś radzę w tej sytuacji.
Lata praktyki robią swoje.
;-)

Zreszta zwykle pulpy jest tyle że po pewnym czasie większosć wymięka i zostają 3-4 najwytrwalsze osoby, które potem oskrobują kociołek.

Pozdrowienia.

Basia

Temat: Re: Glajcha, breja, glumza?..
Autor: Kuba
Data: 2003-02-10 14:12:54

"No jasne - "każdemu wg potrzeb" - typowy socjalizm."

- nieeee
typowy socjalizm ( jak również wolnomularstwo, faszyzm, ndrangetta, itd. )
to wyłącznie przewodnik ponad 1000mnpm

Temat: Re: Glajcha, breja, glumza?..
Autor: Kuba
Data: 2003-02-10 14:16:19

Jeszcze herbata sypana to oczywiście "wióry"

Pasztet - to "zemsta mazowsza" ( boć nalepka: "mazowiecki" ),

Kanapka - oczywiście - z dziamerem
( choć to faktycznie rzadkie )

A jeśli chodzi o kisiel,
to Łukasz dostąpił jeno wstępnego wtajemniczenia.
"Glut" w górach to naturalnie z (cepro-)góralska:
"smorcyna"

Smocnego

Kuba

Temat: Re: Glajcha, breja, glumza?..
Autor: Kuba
Data: 2003-02-10 14:22:11

i był jeszcze taki czeski pasztecik zwany:
"pomazanka ze studenta"

Temat: Re: Glajcha, breja, glumza?..
Autor: Rentgen
Data: 2003-02-11 15:33:15

Paw?!
Mniam, ślinka sama cieknie.

Podczas jakiegoś mojego bazowania pojawili sie turyści gdzies ze Śląska. Ugotowali sobie serdelki. Zjedli je (to normalne) a potem ponownie podgrzali wodę w której gotowali serdelki, moczyli w niej chleb i bardzo im smakowało.
Jadłem rózne rzaczy ale cos takiego?
Pytanie brzmi: czy to jest indywidualna fanaberia czy moze rzeczywiscie na Śląsku albo jeszcze gdzieś jest to przysmakiem?

Temat: Re: Glajcha, breja, glumza?..
Autor: Basia Z.
Data: 2003-02-12 07:53:48

Indywidualna fanaberia.
Ja się z tym nigdzie nie spotkałam.
Aczkolwiek sama w domu używam wody z gotowania wędzoenj kiełbasy do robienia na niej żurku.

Pozdrowienia.

Basia

Temat: Re: Glajcha, breja, glumza?..
Autor: Łukasz Aranowski
Data: 2003-02-12 08:27:24

Hmmm... To chyba jak wszyscy. :-) Żurek to właśnie taka zupa, co się ją robi na kiełbasie.

Ale temat od samego rana! Już jestem głodny... ;-)

Pozdro,
Łukasz
--
Łukasz Aranowski
Strona domowa: http://www.mendel.pl/
Facebook: https://www.facebook.com/laranowski

Temat: Re: Glajcha, breja, glumza?..
Autor: Basia Z.
Data: 2003-02-12 08:34:43

Chyba na następną imprezę KA będę musiała przywieźć coś dobrego.
Na przykład schab własnej produkcji z ziołami oraz samlec spod tego schabu.

Moze wtedy KA zrefunduje mi dojazdy ?
;-)

Pozdrowienia.

Basia

Temat: Re: Glajcha, breja, glumza?..
Autor: Rentgen
Data: 2003-02-12 09:53:53

Żurek - jako danie jednogarkowe jest rewelacyjna potrawą wyjazdową!!!

Do Kuby: zapraszałem, mogles się wybrać z nami na Spisz choćby dla żurku jaki ugotował Generał - poezja.

Temat: Re: Glajcha, breja, glumza?..
Autor: Kuba
Data: 2003-02-12 10:10:01

Zapraszałeś - nie niemogłem.
Jędruś jeszcze trochę pożyje - jest nieźle zakonserwowany.
Wiesz coś o rezultatach molestowanie?
Pozdrowieństwa
Kuba

Temat: Re: Glajcha, breja, glumza?..
Autor: Łukasz Aranowski
Data: 2003-02-12 10:13:02

Czy to czasami nie przekupstwo? :-)
Rozumiem walutą, ale schabem?! Pieniądzom bym się oparł... To nie fair! :-) :-) :-)

Pozdro,
Łukasz
--
Łukasz Aranowski
Strona domowa: http://www.mendel.pl/
Facebook: https://www.facebook.com/laranowski

Temat: Re: Glajcha, breja, glumza?..
Autor: Basia Z.
Data: 2003-02-12 10:16:51

A jaki macie przepis na żurek w warunkach polowych ?
Chętnie wykorzystam.

Pozdrowienia.

Basia

(która w domu gotować nie lubi, ale na wyjazdach czasem ma ochotę zrobić coś dobrego)

Temat: Re: Glajcha, breja, glumza?..
Autor: Kuba
Data: 2003-02-12 10:15:56

...I tak dobrze, że nie "sznyclem górskim".

Czytał ktoś tę powiastkę Topora?
Smaczny kąsek (pół)literacki.
Zainspirowała też jedną balladę pewnego autora poezji śpiewanej Staszewskiego Kazimierza.

Uściski

Kuba

Temat: Re: Glajcha, breja, glumza?..
Autor: Łukasz Aranowski
Data: 2003-02-12 10:21:53

> Żurek - jako danie jednogarkowe jest rewelacyjna potrawą wyjazdową!!!

Ale chyba jecie go już z menażek... Czy też z jednego gara? :-)

Pozdro,
Łukasz
--
Łukasz Aranowski
Strona domowa: http://www.mendel.pl/
Facebook: https://www.facebook.com/laranowski

Temat: Re: Glajcha, breja, glumza?..
Autor: Basia Z.
Data: 2003-02-12 10:23:47

No to już wiem jaki jest sposób na Łukasza !
Każdy mężczyzna ma swój słaby punkt, tylko nalezy go znaleźć !

Pozdrowienia.

Basia

Temat: Re: Glajcha, breja, glumza?..
Autor: Łukasz Aranowski
Data: 2003-02-12 10:26:03

Rzekłbym, że każdy mężczyzna ma dwa słabe punkty. I wcale nie trzeba ich szukać, bo są one znane od tysięcy lat. :-)

U mnie jest słabszym punktem żołądek. U innych ten drugi. Ale na pewno, któryś zadziała... ;-)

Pozdro,
Łukasz
--
Łukasz Aranowski
Strona domowa: http://www.mendel.pl/
Facebook: https://www.facebook.com/laranowski

Temat: Re: Glajcha, breja, glumza?..
Autor: Rentgen
Data: 2003-02-12 10:47:22

Żurek z torebki (amino najlepszy) rozrabiamy z zagotowana wodą.
Dorzucamy cebulkę (drobno pokrojoną, surową i niepodsmazoną) i czosnek (dużo, i tak wszyscy jedzą, niema problemu z zapachem).
Dorzucic pokrojony boczek i kiełbasę (moze byc w plasterkach, mi sie bardziej podoba wersja z całym kawałkiem na łebka).
I niech to sie wszystko popartoli.

Acha i jeszcze przyprawy, oczywiście sól i pieprz, wegeta, koperek lub pietruszka (albo jedno albo drugie bo sie gryzą). Mozna jeszcze na koniec chlapnąć śmietany.

No i oczywiscie jajeczko na twardo.
Jemy z chlebem. :-)

Nie wiem czy wersja jest zgodna z tradycja kuchni polskiej ale na wyjazdach sie sprawdza.

Do Łukasza: jemy z osobnych menażek, kazdy ze swojej :-)

Temat: Re: Glajcha, breja, glumza?..
Autor: Łukasz Aranowski
Data: 2003-02-12 11:00:33

> Do Łukasza: jemy z osobnych menażek, kazdy ze swojej :-)

Do mnie? To do Basi! Dla mnie to oczywiste... ;-)

Pozdro,
Łukasz
--
Łukasz Aranowski
Strona domowa: http://www.mendel.pl/
Facebook: https://www.facebook.com/laranowski

Temat: Re: Glajcha, breja, glumza?..
Autor: Kuba
Data: 2003-02-12 11:04:06

A dosypać szczyptę lub dwie geniuszu?!

Temat: Re: Glajcha, breja, glumza?..
Autor: Łukasz Aranowski
Data: 2003-02-12 11:08:25

> A dosypać szczyptę lub dwie geniuszu?!

Oraz rybiego głosu i tupotu kocich łap... ;-)

Pozdrawiam,
Łukasz
--
Łukasz Aranowski
Strona domowa: http://www.mendel.pl/
Facebook: https://www.facebook.com/laranowski

Temat: Re: Glajcha, breja, glumza?..
Autor: Kuba
Data: 2003-02-12 11:10:11

"Oraz rybiego głosu i tupotu kocich łap... ;-)"

O nie nie nie
- bez mieszania smaków, to są przyprawy kuchni wietnamskiej

Temat: Re: Glajcha, breja, glumza?..
Autor: Kuba
Data: 2003-02-13 10:13:09

"...I tak dobrze, że nie "sznyclem górskim".
Czytał ktoś tę powiastkę Topora?"

Acha.

Nie odpowiadacie, to pewnie nie znacie, tylko się wstydzicie przyznać.
No to Wam pokrótce „Sznycel górski” opowiem.
( kto chce przeczytać oryginał – niech nie czyta dalej, jeno sięgnie
po tomik znakomitego francuskiego czarno-humorysty i rysownika
pochodzenia polskiego zresztą, pt. „Cztery Róże dla Lucienne” )

Otóż kilku wspinaczy zostało unieruchomionych przez burzę
i czekają na skalnej półce na zmianę pogody i pomoc z dołu.
Sytuacja jest ciężka – nie mają co jeść, zaczęły się odmrożenia.

Szczególnie źle czuje się jeden z nich – nazwijmy go Jacques
( nie pamiętam jak w oryginale ); stracił już czucie w jednej nodze.
Koledzy poczęli go przekonywać, że zmartwiała noga i tak mu już
się nie przyda, a skonsumowanie jej mięska pozwoli im wszystkim
doczekać nadejścia ratowników. Opierał się trochę, ale – sam też
wygłodniały - zgodził się w końcu. No i wtrząchnęli mu tę kończynę.

Mijały dni, mroźno, nawałnica szalała, pomocy znikąd, a jeść się chce.
Wspinacze coraz częściej łypią łakomie na drugą nogę Jacquesa.
Co więcej – chcąc sprawdzić, czy czasem nie stała się mu zbędna,
To ja szturchną to lekko dziabną czekanem. Reakcje nieszczęśnika
są zastanawiające: czasem jakby w ogóle nie czuł silnego bodźca,
innym razem podnosi wrzask po byle muśnięciu. W końcu by uzyskać
pewność co do perspektyw aprowizacyjnych, zdeterminowani
towarzysze przytrzymują biedaka, siłą odwijają mu nogawkę
świecą latarkami i widzą... nic!

Powiastka kończy się zdaniem:
„Ta świnia Jacques zjadł ją sam!”

Na kanwie historyjki oparta jest pieśń „Nie mam nogi” z krążka
„12 groszy” Kazika z refrenem:
„Hej! Hej! Hej!, Hej! Hej! Hej! - inni mają jeszcze gorzej!”
uzupełnionym jednak w ostatnim powtórzeniu:
„Ale nie da ukryć się, że są tacy, którym jest lepiej”
co – jako życiowe credo – pomoże pogodzić się
z wieloma przeciwnościami np. zaakceptować różnice między przodownikami i przewodnikami,
a w każdym razie może przynieść wiele pogody ducha
( łac.: spiritus ) i wewnętrznej równowagi,

których Wszystkim życząc – serdecznie pozdrawiam,

Kuba

Temat: Re: Glajcha, breja, glumza?..
Autor: Rentgen
Data: 2003-02-13 12:37:09

Ja tu o żurku z kiełbaską a Wy takie coś...
błeee, zdegustowany i zniesmaczony jestem :-(

Temat: Re: Glajcha, breja, glumza?..
Autor: ~IWA
Data: 2003-02-13 15:01:22

No właśni. A może by tak jakiś obiadek?
Smacznego!

Temat: Re: Glajcha, breja, glumza?..
Autor: Rentgen
Data: 2003-02-13 15:21:22

Jak obiadek to proponuje coś ze Słowacji np. wyprażany syr z hranulkami albo bryndzowe haluszki. :-)

Temat: Re: Glajcha, breja, glumza?..
Autor: nobody
Data: 2007-03-19 20:48:03

SZNYCEL GÓRSKI

- Moja noga ! Wcale jej nie czuję!

Phil znęcał się nad nogą: przez spodnie chwytał ciało w garście i rozcierał z furią. Szczypał się zapamiętale od uda po kostkę, na koniec walił wściekłą pięścią w kolano.

Koledzy próbowali go pocieszyć.

- No i co z tego! To normalne! - rzekł Jerzy. - Wszyscy mamy takie samo wrażenie. Patrz!

Jerzy kopnął Henryka w goleń z całej siły, żeby wyglądało to przekonywująco. Henryk nie mógł powstrzymać boleściwego jęku, po którym zrozpaczony Phil zalał się łzami.

- No i sami widzicie! Chcecie mi tylko zamydlić oczy!

Henryk uśmiechnął się krzywo.

- Akurat w tym momencie zabolał mnie żołądek. Kopniaka nawet nie poczułem. Zresztą, popatrz na Jerzego. Twoja kolej, Jurek!

Jerzy jęknął, ale zacisnął zęby i udało mu się zdusić okrzyk.

Phil odzyskał nadzieję.

- Naprawdę nic nie bolało, Jureczku? Spróbuj jeszcze raz, Heniu!

Jerzy podskoczył.

- O nie! Co to to nie! Dosyć tego! Lepiej raz wreszcie powiedzieć mu prawdę! Mam tego dość! Phil musisz być dzielny. Nie chcieliśmy ci mówić, ale skoro nalegasz, trudno. Tak, odmroziłeś nogę. To straszny cios, wiem, ale nie przejmuj się, nie ma śladu gangreny. Jeszcze nie wszystko stracone, wyciągniemy cię stąd. Gdyby nie ta cholerna lina...

Phil jednak nie słuchał.

Płakał cicho, obmacując nogę. Henryk odwrócił się z obrzydzeniem.

Nazajutrz noga Phila zsiniała. Poświęcili jeden koc i owinęli ją.

- Gdyby udało nam się dostać na tę półkę, którą tam widać, moglibyśmy rozpalić ognisko -rzekł Jerzy. -Patrzcie, rośnie tam kilka niskopiennych drzew. Zostało nam jeszcze pudełko zapałek.

- Ognisko -jęknął Phil- ognisko, błagam was!

Zaraz, zaraz rozpalimy ognisko jak się patrzy, a ty... Uwaga! Jerzy!

Za późno. Phil porwał pudełko zapałek, trzymane niedbale przez Jerzego. Chwycił je łapczywie i zanim pozostali zdążyli się ruszyć, zapalił jedną i zbliżył do twarzy z odpychającym wyrazem zwierzęcej radości.

- Ciepło... bardzo ciepło... dobre, dobre ciepło! -bełkotał, śliniąc się.

Drżącymi palcami usiłował zapalić następną, ale nie zdążył. Henryk rozłożył go celnym kopniakiem w brodę i schylił się, by odzyskać cenne pudełeczko. Na twarzy Phila odcisnęły się czerwone ślady gwoździ.

- W drogę!

Unieśli chorego i powędrowali w kierunku skalnego występu. Przy każdym kroku ślizgali się po oblodzonym śniegu, bezwładnie padali, a Phil wymykał im się z rąk jak szmaciana lalka. Żeby nie zjechał na sam dół zbocza, trzeba go było przywiązać, a przy tym, oczywiście, samemu nie dać się ściągnąć.

Wreszcie dotarli do półki. Zanadto wyczerpani, by cokolwiek mówić, padli na ściętą mrozem ziemię i leżeli bez ruchu. Alarmujące kłucie w kończynach dolnych dodało im sił. Wstali. W każdym razie Henryk i Jerzy wstali.

Z trudem ułamali kilka niższych gałęzi. Wkrótce mieli dość paliwa na małe ognisko. Rozpalenie okazało się trudne ale możliwe. Kilka chwil później krztusili się od gryzącego dymu z wilgotnego drewna. Ale i tak było to niesłychanie przyjemne.

- Trzeba podsycać ogień, żeby nie zgasł.

Doglądanie ogniska zlecono Philowi. Dwaj pozostali poszli tymczasem po drewno.

Nadzieja wraca. Niedługo pewnie nadejdzie pomoc. Grunt to wytrzymać.

Dwa dni później ujrzeli helikopter, krążący wysoko na północnym krańcu nieba. Machali rękoma krzyczeli, biegali. Wszystko na nic. Helikopter krążył całe przedpołudnie i nie zauważył ich. Potem widzieli jeszcze wiele śmigłowców. A nawet, daleko na wschodzie, dostrzegli kolumnę ratowników. Wiał jednak wschodni wiatr. Krzyków trzech ludzi nie dosłyszano.

Problemem numer jeden stał się głód. Starali się jak najdłużej zachować kanapki, w które zaopatrzono ich w schronisku. Teraz jednak zostało po nich tylko wspomnienie. Trzeba było znaleźć coś innego.

- Zdechniemy z głodu -rozpaczał Henryk- zdechniemy z głodu jak psy. Nie mamy nawet kości do ogryzania.

Phil miał się trochę lepiej. Nogi nadal nie czuł, ale przynajmniej zachowywał się przyzwoicie.

- Czy nie moglibyście poszukać jagód? -zaproponował bez uśmiechu.

Pozostali nawet nie odpowiedzieli. Po dwóch dniach byli tak osłabieni, że nie mogli się już czołgać do drzew po następną porcję opału.

To Henryk wpadł na pomysł. Pewnej nocy zbudził Jerzego i długo szeptał mu na ucho. Jerzy podskoczył.

- Och, nie mówisz tego serio!?

Henryk zapalił się.

- A dlaczego nie? Czemu nie mielibyśmy tego zrobić? Ze względu na zasady moralne? Chcesz może zdechnąć bez walki? Czy zrobimy coś złego? Tak czy owak, nic z niej już nie będzie, wiesz o tym równie dobrze jak ja. Moglibyśmy ciągnąć zapałki, ale skoro on jej nie czuje, bierzmy jego.

- Jednak... A gdyby poczuł?

- E tam! Ja to załatwię.

Henryk podczołgał się do śpiącego Phila. Zachowując wszelkie środki ostrożności, odwinął koc i podciągnął nogawkę. Uszczypnął odmrożoną łydkę. Phil nawet nie drgnął. Henryk otworzył harcerski scyzoryk o sześciu ostrzach. Jerzy zamknął oczy. Gdy je znów otworzył, Henryk trzymał gruby plaster łydki w lewej ręce; prawą wytarł nóż, zamknął go i schował do kieszeni. Opuścił nogawkę, narzucił koc i wrócił do Jerzego, ważąc na dłoni kawał mięsa.

- Wcale nie cierpiał. Upieczemy to, będzie całkiem niezłe.

Rozkoszny zapach pieczonego zbudził Phila.

- Hej, chłopaki, co to, sen, czy co? Skąd wytrzasnęliście mięso?

- To Henryk. Zabił jakieś dziwne zwierzątko. Rzucił nożem i udało mu się trafić ostrzem. Wyobrażasz to sobie? Smak może być dziwny, ale nie czas teraz na wybrzydzanie, prawda?

Phil zgadzał się w zupełności.

Gdy mięso się upiekło, podzielili je na trzy równe części. Henryk i Jerzy uznali, że pieczeń jest pyszna. Z Philem sprawa miała się inaczej. Już przy pierwszym kęsie - poznał siebie.

- Złodzieje! Parszywi złodzieje!

Chciał ich bić, ale nie starczyło mu sił. Upadł twarzą w śnieg i płakał żałośnie. Jerzemu i Henrykowi zrobiło się strasznie przykro. Próbowali przemówić mu do rozsądku.

- Rzeczywiście, może powinniśmy cię byli uprzedzić, ale to nie powód do robienia tragedii...

- Oczywiście, dla was to żadna tragedia! Takich złodziei jak wy w ogóle nic nie obchodzi!

- Po pierwsze, nie jesteśmy złodziejami! Podzieliliśmy dokładnie na trzy równe części. Dostałeś tyle, co my!

- Ale dla mnie to nie to samo! Żywić się własną nogą! Zresztą nie będę mógł jej nawet tknąć! To nie ludzkie!

- Nieludzkie, nieludzkie! Łatwo ci mówić! Zresztą sam przecież masz w zwyczaju obgryzać paznokcie!

Phil dąsał się cały dzień, jak niegrzeczny chłopczyk, co nie chce jeść zupki. Porcja leżała przed nim, zimna. Henryk zaproponował, by ją odstąpił, jeśli sam nie je, ale odmówił z oburzeniem. Wreszcie, wieczorem, nie wytrzymał. Przekonany, że go nie widzą, rzucił się na plaster mięsa i pożarł go. Zaraz potem zasnął, pomrukując z sytości.

Nazajutrz znów był mięsny posiłek, następnego dnia też. Ogień trzaskał wesoło. Trzej mężczyźni spędzali czas patrząc w niebo, z nadzieją, że ujrzą helikoptery ratowników. Rzeczywiście, wypatrzyli dwa czy trzy, daleko na południu, lecz nie udało się zwrócić ich uwagi.

Noga powoli się kończyła. Trzeba było oszczędzać. Ołówkiem wyrysowali na skórze znaki. Dzienną porcję wytyczyli linią przerywaną. Racjonowanie żywności jednak tylko odroczyło zbliżający się koniec.

Pewnej nocy (zabiegu dokonywali zawsze podczas snu Phila, by nie nadwerężać jego wrażliwości), otóż pewnej nocy ból odrzucił Phila. Odmrożona część nogi została skonsumowana.

Po złudnej obfitości nastąpił post, który bliskość pożywienia czyniła jeszcze bardziej okrutnym i nieznośnym. Henryk, większy głodomór, płakał z bólu. A jednak to nie on, lecz właśnie Jerzy pewnego dnia spytał niewinnie:

- Jak się miewa twoja druga noga, stary?

- Jak marzenie. Nic bój się nie bój. Masuję ją rano i wieczorem. Zostanie mi przynajmniej ta.

Następnej nocy Henryk przyłapał Jerzego na odchylaniu koca, kryjącego jedyną dolną kończynę Phila. Mimo woli nie mógł się powstrzymać, by nie życzyć akcji powodzenia. Nazajutrz, przechodząc, niby przypadkiem potrącił nogę Phila.

- Och, przepraszam! Zabolało?

- Nic nie szkodzi, drobiazg.

Odtąd co noc Jerzy odsłaniał nogę Phila, a co rano Henryk podstępem mierzył stopień jej wrażliwości. Phil raz krzyczał z bólu, to znów nie reagował. Jego dziwne zachowanie zaniepokoiło przyjaciół. Tej nocy postanowili sprawę wyjaśnić. Podwinęli nogawkę. Z piersi wyrwał im się krzyk rozczarowania.

Z drugiej nogi zostały już tylko resztki.

Ten świntuch Phil ze żarł ją po kryjomu!