Forum członków i sympatyków PTTK
login:  
hasło:  

Tematyka ogólna

Czym jest praca społeczna

wszystkich wiadomości w wątku: 11
data najnowszej wiadomości: 2008-04-21

Temat: Czym jest praca społeczna
Autor: ~Józef
Data: 2003-01-27 00:54:51

Praca społeczna jest wtedy gdy gdy za nią nie bieże się pieniędzy. gdy bieżemy tylko zwrot kosztów to już jest to praca to nie działamy beziteresownie. Gdy jesteśmy członkiem zarządu koła, oddziału, itp to jest to praca statutowa (tytuł zobowiązuje) Praca społeczna jest także wtedy gdy organizujemy imprezę w której sami nie bieżemy udziału. Bo gdy bieżemy w niej udział to robimy to także dla siebie a nie można pracować społecznie dla samego siebie

Temat: Re: Czym jest praca społeczna
Autor: Kuba
Data: 2003-01-27 01:11:48

"Praca społeczna jest także wtedy gdy organizujemy imprezę w której sami nie bieżemy udziału. Bo gdy bieżemy w niej udział to robimy to także dla siebie a nie można pracować społecznie dla samego siebie"

A to juz po mojemu pewne przegięcie.

Jesteśmy o krok od stwierdzenia, że to co nam daje przyjemność, nie może być działalnoscią społeczną.

A dobry uczynek co raduje sumienie, to w rzeczywistosci łechtanie własnego egoizmu.

Proponuję pozostac ( choc to też niedoskonałe ) przy czerpaniu - jawnym lub zawoalowanym - korzyści majątkowych.

Pzdrw

Kuba

Temat: Re: Czym jest praca społeczna
Autor: ~Józef
Data: 2003-01-27 02:31:04

Jeśli coś mi daje przyjemność to już jest pojęcie żę robię imprezę także dla siebie. Ngdy robioc imprezę w której sam uczestniczyłem nie uważałem się za społecznika. Praca społeczna jest wtedy gdy często moim kosztem innym sprawiam przyjemność.

Temat: Re: Czym jest praca społeczna
Autor: Kuba
Data: 2003-01-27 02:47:14

"Praca społeczna jest wtedy gdy często moim kosztem innym sprawiam przyjemność."

A niektórzy seksuolodzy mówią na to: masochizm

Ukłony ( z przyjemnością )

Kuba

Temat: Re: Czym jest praca społeczna
Autor: Basia Z.
Data: 2003-01-27 08:27:06

No i znowu zgadzam się z Kubą ;-)

Gdyby stosować takie kryteria to pracy społecznej - no to ja nigdy nic nie zrobiłąm społecznie, bo zawsze uczestniczyłam w tym co robiłam i na dodatek sprawiało mi to przyjemność.

Pozdrowienia.

Basia

Temat: Re: Czym jest praca społeczna
Autor: Piotr Rościszewski
Data: 2003-01-27 18:53:14

Każda praca powinna dawać satysfakcję, obojętnie czy społeczna, czy odpłatna. Nie zgadzam się, że wzrot kosztów przekreśla pracę społeczną. Zwrot kosztów jest obowiązkiem organizacji na rzecz której ktoś pracuje społecznie. Brak zwrotu kosztów oznacza sponsoring ze strony wykonującego pracę społeczną, na którą zainteresowany musi wyrazić zgodę przed jej rozpoczęciem.
W tej chwili obowiązuje w PTTK dziwna praktyka. Najpierw się kogoś pyta, czy będzie pełnić jakąś funkcję, a po jego aprobacie (lub wyborze) dziwi się, że sam nie chce płacić za "przyjemność" działania.
Jednym z dziwactw jest cennik prac znakarskich, gdzie Zarząd Główny doradza oddziałom, aby znakarze płacili podatek od kosztów prowadzonych prac.

Temat: Re: Czym jest praca społeczna
Autor: Darek Szewczyk
Data: 2003-01-30 17:39:20

W czerwcu ub.br. napisałem i rozesłałem pod kilkanaście adresów e-mail – artykuł opisujący problem “pracusia” na przykładzie informacji uzyskanych w różnych organizacjach społecznych oraz w PTTK.
Niestety, mój apel o przesłanie mi odwrotnie wszelkich swoich uwag, także krytycznych, nie spotkał się z wystarczającym odzewem.
Powody mogły być dwa:
- List przejęli “pracusie” lub osoby z nimi się utożsamiające i nie przekazały listu dalej,
- Zbliżający się okres wakacji nie sprzyjał zajęciu się tą sprawą.
Co do pierwszej ewentualności, wiem na pewno, że stało się tak co najmniej w jednym z Oddziałów PTTK!
Po napisaniu “pracusiowego” artykułu – samo życie ukazało mi jeszcze gorsze, wręcz kryminalne rzeczy, do jakich zdolny jest rozwścieczony “pracuś”.
Powiem więcej. Taki wściekły “pracuś” jest znacznie gorszy od szerszenia!
Nie podaję tym razem żadnych szczegółów, obawiając się (być może słusznie), że i tym listem zawładną przeważnie “pracusie”. A nie mam zamiaru zostać w PTTK autorem podręcznika porad kryminalnych dla oszalałych “pracusiów”.
Dlatego ograniczam się do ponownego przekazania, poniżej, treści jaką wysłałem na kilkanaście adresów, w czerwcu tego roku:

“PRACUŚ” patent na pracę społeczną.
Nadzieja czy nieporozumienie ?
(artykuł dyskusyjny).
Od dłuższego czasu nurtuje mnie problem, z którym okresowo spotykamy się w naszej działalności na forum Towarzystwa PTTK.
Nie jest on obcy także w innych stowarzyszeniach, i może powstać wszędzie tam, gdzie obok społecznego zarządu istnieją osoby “urzędujące”: kierownicy biur, sekretarze i wiceprezesi.
Wszędzie tam może pojawić się “samosia”, nazwana kiedyś przez Biuro ZG PTTK – “pracusiem”.
W dalszej części niniejszego artykułu będę się więc trzymał nazwy “wymyślonej” na II piętrze budynku przy ul. Senatorskiej 11 w Warszawie.
Co taki “pracuś” robi? Robi wszystko sam, najlepiej bez żadnej kontroli organów będących jego statutowym zwierzchnictwem.
“Pracuś” jest aktywny. Obejmuje funkcje, gdzie się tylko da, po kilka jednocześnie: w klubie, komisji, oddziale, zarządzie wojewódzkim, także w jednostkach ponad wojewódzkich czy krajowych. Jeżeli ma tych funkcji do trzech – da się wytrzymać. Jeżeli “działa” w sześciu miejscach – to już może być tragedia!
“Pracuś” działa samodzielnie. Odbiera pocztę, sam na nią odpisuje. Siebie wysyła na ciekawsze spotkania czy imprezy. Kupuje sprzęt i wyposażenie (czasem drogie), tylko jemu samemu potrzebne!
W zasadzie cały (zapracowany, gdzieś indziej, zawodowo) zarząd jest mu zupełnie zbędny.
Czy “pracuś” swoją nie kontrolowaną działalnością może wywoływać zjawiska korupcjogenne? Z mojego doświadczenia i wielu przykładów, na podstawie których powstał niniejszy materiał – na pewno tak!
Czy grozi to poważnymi kłopotami społecznym działaczom zagrożonych zarządów? Z dotychczasowej praktyki wiem, że nie. Powołane do statutowej kontroli organy, nie spieszą się z dochodzeniem prawdy. Komisje Rewizyjne działają ospale, a Sądy Koleżeńskie “nie rychliwie” i z olimpijskim spokojem oczekują na wnioski oskarżycielskie, pozwy itp. Sprawy braku etyki w postępowaniach społecznych działaczy, po prostu je nie interesują! Czy z tego wynika, że wiele kryminogennych spraw “nie ujrzało światła dziennego”? Zdecydowanie tak. Powiem więcej. Wielu dobrze mi znanym sprawom “ukręcano łeb” w zarodku, lub próbuje się je nieroztropnie bagatelizować.
Po co w takim razie zawracam głowę?
Jako życiowy optymista – wierzę, że coś się zmieni w sposobie myślenia naszych, demokratycznie wybranych władz i zostanie kiedyś postawiona tama bezprawiu i korupcji.
Doświadczenie moje wskazuje, że “pracusia” łatwo jest zneutralizować w początkowej fazie działalności. Potem, jak “obrośnie w piórka” – doprowadzenie go do ram statutowych bywa niezwykle trudne. Wielu społecznych zwierzchników “pracusia”, nie mogąc uporać się z jego (“pracusia”) nie statutowymi formami pracy, tolerowanymi przez różnych “wspomagaczy” i opiekunów” – było zmuszonych w ogóle zrezygnować ze społecznej działalności.

Jak rozpoznać “pracusia” ?
1. Jest to osoba powierzchownie miła dla spolegliwych, bezwzględna dla pozostałych i wszędzie stwarzająca wrażenie osoby “niezastąpionej”,
2. Funkcjonuje na podstawie sobie tylko znanych procedur, z nikim nie dzieli się ważnymi informacjami, pracowita jak mrówka “ściąga patyki” na swoje mrowisko,
3. Nie korzysta z obligatoryjnego trybu uzgodnień ze swoim Zarządem (koła, klubu, oddziału),
4. Często sam występuje w imieniu Zarządu, wypłaca sobie gratyfikacje i nagrody,
5. Sam wysyła siebie na wszystkie istotne imprezy i spotkania,
6. Eksponuje się bez uprawnień przed jednostkami nadrzędnymi nad jednostką macierzystą,
7. Przyjmuje nienależne wyróżnienia od jednostek nadrzędnych, nadane często mimo jasnego sprzeciwu bezpośrednich społecznych zwierzchników,
8. Odnosi się do bezpośrednich społecznych zwierzchników z pogardą (“przecież oni nic nie mogą wiedzieć lepiej niż ja!”) i brakiem kultury, (często wykraczającym poza dobre obyczaje i podległość funkcjonalną), a nawet chamstwem!
9. Samodzielnie i bez niezbędnych konsultacji oraz zgody społecznego przełożonego, zakupuje wg własnego subiektywnego uznania, wyposażenie i drogi sprzęt, niepotrzebny jednostce,
10. Całą swoją postawą i wygłaszanymi publicznie opiniami, próbuje zdyskredytować swoich społecznych zwierzchników.

Co należy zrobić?
1. Jak najszybciej oddzielić “pracusia” od nie kontrolowanej gospodarki korespondencją przychodzącą (i wychodzącą) do jednostki Towarzystwa,
2. Zakazać samodzielnego funkcjonowania poza jednostką Towarzystwa, bez uprawnienia,
3. Uniemożliwić wystawianie jednoosobowo dokumentów finansowych, delegacji na imprezy z udziałem własnym itp.,
4. Karać surowo, do wykluczenia z organizacji włącznie, za wszelkie przejawy działalności korupcyjnej, kryminogennej, czy niesubordynacji wobec społecznej zwierzchności,
5. Uniemożliwić zawiązywanie poza statutowych spisków i koterii,
6. Doprowadzić “pracusia” do funkcjonowania w ramach wynikających z powierzonej funkcji w jednostce i organizacji,
7. Spowodować ograniczenie nadmiernie przyjętych przez “pracusia”, wielu innych funkcji w tej samej organizacji,
8. Zażądać przedstawienia jasnych dla wszystkich członków Zarządu – procedur i instrukcji funkcjonowania “pracusia” w ramach funkcji powierzonej w jednostce,
9. Rozliczyć wszystkie podjęte bezzasadnie i jednoosobowo zobowiązania (szczególnie finansowe) wobec innych jednostek i organizacji,
10. W przypadku dalszych trudności w zapewnieniu prawidłowego funkcjonowania “pracusia” – zwrócić się do odpowiedniej instancji Komisji Rewizyjnej, a po zakończeniu jej postępowania, ewentualnie do Sądu Koleżeńskiego w celu statutowego ukarania zgodnie z rangą niesubordynacji i ustalonym regulaminem.
Wyżej zaproponowane działania, lub odpowiednie (w zależności od indywidualnej istoty problemu) – należy podjąć: niezwłocznie, zdecydowanie i do końca.
Wszelkie litościwe zabiegi, zaniechania i bagatelizowanie problemu – zostaną wykorzystane przez “bezwzględnego pracusia” dla stworzenia fermentu w swojej macierzystej jednostce i może to się odbić na jakości funkcjonowania jednostki i całej organizacji.
Szereg przykładów, z jakimi miałem nieprzyjemność mieć do czynienia lub o jakich wiem – w pełni potwierdza tezę, że wobec osób, które tak dalece utożsamiły się z organizacją, bo uważają, iż “organizacja, to oni sami i nikt poza nimi nie jest już potrzebny” – wszelkie pobłażanie – dla dobra samej organizacji – nie może mieć miejsca.
Serdecznie proszę wszystkich czytelników niniejszej opinii o przesłanie mi odwrotnie swoich uwag, także krytycznych, ponieważ uważam, że nikt nie ma patentu na mądrość i poza moim wieloletnim doświadczeniem jako kierownika Biura w Oddziale PTTK, ważniejsze jest doświadczenie innych, z którego bardzo chętnie skorzystam.

Dariusz Szewczyk
Tel.: 0-602390456 e-mail: szedariusz@poczta.onet.pl

Temat: Re: Czym jest praca społeczna
Autor: Kuba
Data: 2003-01-30 18:53:52

No nareszcie ktos napisał na Forum dłuższy kawałek niz ja!
I nie łatwiejszy do przyswojenia.

Poważnie:
Wiele trafnych obserwacji,
jednak wydaje mi się, że łączysz Dariuszu, kilka zjawisk.
Zjawisk szczególnie wdzięcznie owocujących w organizacjach bez jasnego schematu organizacyjnego i kontroli efektywności jego działania
- czyli szczególnie podmiotów non-for-profit i urzędów administracji.
Nie to, żeby nie mogły one występować razem - ale leczone winny być chyba osobno.

Serdecznie pozdrawiam,

Jakub

Temat: Re: Czym jest praca społeczna
Autor: Piotr Rościszewski
Data: 2003-01-30 19:59:04

Schemat Darka dotyczący "pracusia" jest mocno uproszczony. W takiej organizacji jak PTTK do funkcjonowania "pracusia" potrzeba jeszcze sztabu klakierów. To klakierzy tworzą zarządy i komisje, które formalnie zatwierdzają plany i rozliczenia "pracusia". Dla klakierów "pracuś" musi mieć jakąś marchewkę: wycieczkę a nagrodę za owocną działalność, puchar za współzawodnictwo, pochwałę w lokalnej prasie, uścisk dłoni prezydenta lub starosty na zebraniu noworocznym itp. itd...
Już o tym pisałem, że wiele gremiów PTTK-owskich ogranicza się do działań pozorowanych, których głównym atrybutem są protokoły i hektolitry wypitej kawy. A tu nagle pojawia się ktoś, kto za nich wszystko załatwi i jeszcze pociągnie ich w górę! Jedyną "nadzieją" jest sławne polskie piekło, gdzie lokalna miernota może nie dopuścić do tego, aby ktoś ich przerósł.

Pozdrowienia dla teoretyków działania PTTK

Piotr

Temat: Re: Czym jest praca społeczna
Autor: Darek Szewczyk
Data: 2003-02-03 21:32:24

Cieszę się z Twojego listu, bo wypływa z niego optymizm i nadzieja. Niestety, fakty na podstawie których napisałem o "pracusiu" jako patologii w działalności społecznej PTTK - nie dotyczą ani jednej osoby, ani jednego ogniwa, ani jednego przedzialu czasowego. Dotyczą kilkunastu znanych mi z nazwisk osób z róznych jednostek PTTK poczynając od koła/ Klubu, poprzez odział, "dobrowone" forum wojewódzkie, a na ZG PTTk kończąc.
Nie chcę narazie pisać więcej. Zjawisko jest dobrze znane zdarzeniowo i personalnie też. Wiele osób, które o nim wiedza celowo udaje, że problem nie istnieje. Ale on ciągle jest nie rozwiązany, a przez to żywy.

Temat: Re: Czym jest praca społeczna
Autor: Amotolek
Data: 2008-04-21 17:00:36


Lepiej być inteligentnym leniem, niż inteligentnym pracusiem.
Ci pierwsi zwykle sięgają po najwyższe stanowiska w firmie, podczas, gdy ci drudzy zaharowują się na śmierć.
Chyba, że...

Najlepszym przykładem zachowania tych dwóch grup jest długi weekend majowy.
Co robią ci pierwsi?
Oczywiście wyjeżdżają na upatrzony już dawno urlop i zawsze im się jakoś udaje wygospodarować cały tydzień.
Co robią ci drudzy?
Cieszą się, że im się uda, chociaż w długi weekend, mieć wolną sobotę i niedzielę...
Przecież ktoś musi pracować, żeby odpoczywać mógł ktoś...

Podział na inteligentnych i pracowitych, inteligentnych, ale leniwych oraz dwie pozostałe kategorie, czyli głupich i leniwych oraz głupich i pracowitych wymyślił ponoć angielski generał Montgomery. Monty wychodził bowiem z założenia, że w każdym człowieku jest mieszanka inteligencji oraz energii do działania. On chyba nie miał zbyt dużo energii do działania, co mu zarzucali amerykańscy generałowie. Zapewne zaliczał się do grona inteligentnych, ale leniwych. Jednak w czasie działań wojennych lepiej chyba sprawdzali się inteligentni pracusie...

Podział Montgomery’ego można dzisiaj z powodzeniem zastosować w świecie biznesu.
Gdy firma nie prowadzi działań wojennych lepiej mają inteligentni lenie.

Tak więc Ci pierwsi - inteligentni i leniwi, powinni zajmować najwyższe stanowiska w firmie. Przyczyna takiego postępowania nie leży w tym, że są leniwi i unikają zbyt dużej ilości pracy, ale w tym, że skupiają się tylko na najważniejszych zadaniach – priorytetach - ponieważ muszą je wykonać. W dodatku są osobami znanymi z niekonwencjonalnych pomysłów i rozwiązań ułatwiających pracę, ponieważ cały ich wysiłek umysłowy skierowany jest na poprawę efektywności działań.

Osoby głupie i leniwe mogą zajmować się tylko prostymi zadaniami, czyli takimi, których nie można nie wykonać. W dodatku tempo ich pracy musi im zostać narzucone na przykład przez taśmę, przy której pracują. Muszą oni czuć presję, w przeciwnym bowiem wypadku nie zmobilizują się do pracy na tyle, by była ona wykonana dostatecznie dobrze.

Jeżeli natomiast masz w swoim zespole osoby głupie i pracowite, to powinieneś pozbyć się ich jak najszybciej. Generał Montgomery doradzał w takim przypadku nawet rozwiązanie bardziej radykalne - wyprowadzić i przy pierwszej sposobności zastrzelić. Nie musisz tego brać dosłownie, ale pamiętaj, że obecność takich osób w zespole niesie poważne zagrożenia. Człowiek gorliwy, ale zupełnie nie rozumiejący tego, czego się od niego wymaga, może nieźle narozrabiać.

Wydawałoby się, że najlepszymi pracownikami są osoby inteligentne i pracowite. Jednak ich skłonność do nadmiernej pracy powoduje, że biorą jej zbyt dużo na swoje barki. Zawsze są zajęte, zasypane pilnymi sprawami, nigdy nie mają czasu na odpoczynek. Ich pracowitość przynosi zwykle wymierne korzyści finansowe, lecz dzieje się to kosztem życia osobistego i relacji z podwładnymi.

Oczywiście trudno oczekiwać, żebyś miał wpływ na osobowość. Już się ukształtowała i nie ma na to rady. Jeżeli nie jesteś inteligentnym leniem, tylko inteligentnym pracusiem to masz niestety przechlapane. Jeśli więc jesteś osobą bardzo sumienną i zaangażowaną w to, co robisz oraz niezależnie od okoliczności doprowadzasz działania do końca - bo jak mus to mus - pozostaje ci tylko znaleźć sobie jakiś sposób na oderwanie się od codzienności, gdyż w przeciwnym razie zaharujesz się na śmierć.

Sprawdź, czy jesteś na dobrej drodze do zaharowania się na śmierć - przeczytaj poniższe zdania i zastanów się, czy w Twoim przypadku są one prawdą czy fałszem.

1. Zwykle nie odmawiasz wykonania zadania, o które Cię ktoś prosi, nawet, gdy termin lub cel wydają się nie do końca realne.
2. Rzadko kiedy przyjmujesz pomoc od kolegów czy też podwładnych.
3. Nie lubisz się dzielić obowiązkami. Masz wówczas wrażenie, że zadanie może zostać gorzej wykonane, choć przekazanie części obowiązków zmniejszyłoby Twoje obciążenie.
4. W związku z tym, że zwykle nie odmawiasz wykonania zadań, z czasem spada ich na Ciebie coraz więcej, aż Cię zaczynają przytłaczać.
5. Zbyt mało czasu poświęcasz szkoleniom własnym oraz podległych Ci pracowników.

Jeśli większość powyższych stwierdzeń opisuje Twoje zachowania to albo już zostałeś pracoholikiem, albo jesteś na dobrej drodze by się nim stać.

Gdy czujesz, że twoje życie zaczyna przypominać zachowanie chomika, który cały czas kręci się w swoim kołowrotku, to czas wymyślić sposób, w jaki można się z tego niebezpieczeństwa wyzwolić.

Trzeba sprawić, by ten chomik, zasuwający w swoim kołowrotku, zaczął przypominać człowieka. Jeszcze nie normalnego, wyluzowanego gościa, który po pracy ma czas, by pograć w tenisa i wyskoczyć z przyjaciółmi na kolację, któremu głowa nie pęka od nierozwiązanych spraw zawodowych. Na początku przekształcania chomika w człowieka wystarczy osiągnąć etap pływaka, który po długim bezdechu pod wodą wynurza głowę na powierzchnię i z ulgą łapie powietrze, patrząc rozkojarzonym wzrokiem dookoła. Albo osiągniemy etap człowieka, który cudem uniknął śmierci, i który nagle dostrzega jak piękny jest świat wokół niego. Zaczyna uśmiechać się do ludzi, przyglądać z zachwytem krzakom bzu, mijanym w drodze do pracy przez ostatnich 20 lat, czekać na zachód słońca. Dlaczego wcześniej tego nie dostrzegałem - zadaje sobie pytanie, a wszyscy zabiegani ludzie wokół niego zaczynają traktować go jak jakiegoś dziwaka. Trudno się im zresztą dziwić, bo oni są jeszcze w stadium chomika i zasuwają w swoim kołowrotku, nie dostrzegając niczego innego poza rutynowymi i nie rutynowymi obowiązkami, które z biegiem czasu stają się głównym sensem ich życia.

Jak nie stać się pracoholikiem?

Jak tego uniknąć?
Dobre pytanie.
Pewnie, gdyby to było takie proste, to wiele osób nie brałoby antydepresantów, nie chodziłoby na terapię i zapewne nie byłoby tak dużo alkoholików.
Chyba po prostu trzeba znaleźć sposób - i to każdy musi zrobić sam - który pozwoli utrzymać równowagę pomiędzy pracą a resztą życia. Nie tylko w pracy musisz mieć cele, które Cię napędzają. Gdy zamkniesz drzwi swojego gabinetu, opuścisz gmach firmy i wkroczysz w swój prywatny świat, to w nim również musisz mieć jakiś cel. Nie może nim jednak być nabranie sił przed kolejnym dniem wytężonej pracy.

Mój przyjaciel z zawodu prawnik jest zapalonym żeglarzem.
Co roku wypływa w daleką podróż, po morzu, odrywającą go całkowicie od codziennej pracy. Cały rok żyje nie tylko pracą, ale i planowaniem rejsów, które w najbliższych latach zrealizuje. Słuchając go, zawsze mam przekonanie, że jest bardziej żeglarzem niż prawnikiem, mimo, iż lubi zajmować się prawem i rozwiązuje wiele trudnych spraw. Mogę się jednak założyć, że gdyby kiedyś stanął przed wyborem: prawo albo żeglowanie, to bez chwili zawahania wybrałby żeglowanie i nie tęskniłby do kodeksów oraz sal sądowych.

Każdy z nas powinien mieć takie hobby, które napędzałoby go do myślenia nie tylko o pracy oraz dawało możliwość ucieczki, a czasem tylko oderwania myśli i spojrzenia z dystansem na ten cały galimatias, w którym żyjemy.

A co robić w pracy, aby się nie zaharować się nawet wtedy, gdy jesteśmy pracusiami?

Wykonuj tylko zadania priorytetowe, które doprowadzą Cię do wyznaczonego celu. Wszystkie pozostałe prace deleguj na pracowników, szczególnie zaś te, w których nie jesteś specjalistą.

Łatwo powiedzieć - deleguj!
Ale Ty przecież delegować nie chcesz, bo czas, który poświęcisz na nauczenie innych porządnego (według Ciebie) wykonywania tych czynności będzie dłuższy, niż, gdybyś zrobił je sam. Poza tym... lubisz przecież pracować.
I tu jest „pies pogrzebany”.
Po prostu lubisz pracować.
Czas sobie z tego wreszcie zdać sprawę. Praca sprawia ci przyjemność. Lubisz kreować nowe rzeczy i robisz to własnymi rękami bo wtedy czujesz satysfakcję. Bo co to za satysfakcja, gdy to ktoś inny będzie realizował ciekawe zadania, a Ty staniesz się zwyczajnym biurokratą...

Co ma zrobić inteligentny pracuś, żeby nie zaharować się na śmierć i mieć przekonanie, że wszystko w firmie działa tak, jak gdyby on czuwał nad każdym drobnym nawet zadaniem?

Stworzyć system.

O systemie pisałem już wiele razy i pewnie zaraz mi ktoś zarzuci, że się powtarzam.
Cóż przyznać muszę, że system to mój konik.
Stworzenie odpowiedniego systemu spowoduje, że nie trzeba pilnować każdego pracownika, przyglądać się każdej z wykonywanych w firmie prac i spokojnie pojechać na urlop (powiedzmy na długi weekend majowy) z czystym sumieniem, że nic w czasie naszej nieobecności się nie zawali. Wtedy firma może świetnie bez nas funkcjonować. Dobry system może też zagwarantować firmie jasną przyszłość.

Jak to jest z systemem, a właściwie jest z jego brakiem, pokazuje stan naszej piłki nożnej na 4 lata przed organizacją Mistrzostw Europy.
Nie chodzi mi tu o stadiony, których nie ma, ani autostrady, których pewnie się nie doczekamy. Chodzi mi o samych piłkarzy. Mamy teoretycznie tysiące działaczy (patrząc przynajmniej przez pryzmat biletów na najbliższe finały Mistrzostw Europy w Austrii i Szwajcarii, których lwią część zatrzymał nasz rodzimy związek piłkarski), którzy powinni zadbać o stworzenie systemu przygotowania młodych piłkarzy.

Czytałem we wczorajszym Dzienniku, że Francuzi już na kilka lat przed Mistrzostwami Europy, które organizowali, stworzyli ośrodek dla młodych piłkarzy (siedem pełnowymiarowych boisk, nowoczesną siłownię, gabinety odnowy, zebrali najlepszych szkoleniowców), czyli zrobili to wszystko, o czym mogą tylko pomarzyć kluby z naszej ekstraklasy). Zebrali tam najlepszych, najbardziej obiecujących młodych piłkarzy i stworzyli z nich mistrzów. Widać, że budowania systemów powinniśmy uczyć się od Francuzów. W podobny sposób zajęli się tenisistami, o czym pisałem jakiś czas temu. Ale, żeby stworzyć taki system trzeba współdziałania na skalę kraju.

Czy jedna osoba może stworzyć system?
Może się starać.
I to właśnie jest droga dla inteligentnych pracusiów.
Żeby nie zaharować się na śmierć.

Znowu przykład z Dziennika - Juergen Klinsmann - poprzedni trener reprezentacji Niemiec w piłce nożnej - na kilkanaście miesięcy przed mistrzostwami świata w piłce nożnej, odbywającymi się dwa lata temu w Niemczech, namówił trenerów klubów w Bundeslidze, żeby ci wstawili najzdolniejszych, młodych piłkarzy do składu i zaufali im nawet wtedy, gdy ci będą mieli gorszy dzień. To był taki pseudosystem, ale pomógł, bo na mistrzostwach trener miał do swojej dyspozycji kilku młodych gwiazdorów, grających regularnie w swoich klubach.

Podobną drogą, czyli takiego półsystemu (bo ile jest w stanie zrobić jeden człowiek), idzie Leo Beenhakker.

Nie zadawala się wybieraniem spośród teoretycznie najlepszych piłkarzy, seniorów, grających za granicą, albo przynajmniej w każdej kolejce naszej ekstraklasy. Szuka młodych, obiecujących, którzy często nie mają nawet pewnego miejsca w swoich klubach i próbuje ich uczyć, na czym polega jego wizja futbolu. Buduje z nich drużynę, organizuje im mecze międzypaństwowe i dzięki temu ma zaplecze, z którego zbuduje drużynę na eliminacje do mistrzostw świata w 2010 r., czy do mistrzostw Europy w 2012 r. Jeździ, szuka, a jak kogoś wypatrzy, to powołuje.

Okazuje się, że nawet jeden człowiek, jeśli ma pomysł, jest pracowity oraz ma kilku zaangażowanych pomocników, jest w stanie wypracować system. Oczywiście ten system byłby pełniejszy, gdyby miał zaplecze w postaci wcześniejszego szkolenia najmłodszych piłkarzy i był oparty nie tylko na obserwacjach kilku ludzi, ale na całych procedurach rekrutacyjnych, które zaczynałyby się już w szkołach. Ale trudno przecież wymagać, żeby tych kilku ludzi pod wodzą holenderskiego szkoleniowca, zaczynało rewolucjonizować wszystkie etapy szkolenia piłkarzy w naszym kraju. Póki istnieje choć taki system, jest gwarancja, że będzie istniało zaplecze podstawowej „11”, składające się z młodych, utalentowanych piłkarzy.

System Beenhakkera polega jak widać (a potwierdziła to obecna selekcja przed wyjazdem na Euro do Austrii i Szwajcarii - najpierw wybór 32 piłkarzy, potem zawężenie do 25, by ostatecznie zabrać ze sobą tylko 23) na tym, że zawsze chce mieć do dyspozycji większą grupę piłkarzy, z których w danym momencie może wybrać najlepszych.

A jaki system sprawdziłby się w Twojej firmie?

Pozdrawiam
Daniel Sukniewicz

A co sie moze sprawdzić w PTTK? Pozdro tur-kraj ANT:-)
Polecam się: amotolek[at]wp.pl
Mobil: 506-513-421 (raczej SMS-y!)
GG: 4288996
Skype: antotolek
facebook: Antonio Osiemdziewińć