Forum członków i sympatyków PTTK
login:  
hasło:  

Kadra PTTK

Kursy przewodników

wszystkich wiadomości w wątku: 4
data najnowszej wiadomości: 2004-07-27

Temat: Kursy przewodników
Autor: ~Gość przjezdny
Data: 2004-07-26 23:15:42

Czytając wątek Grupy 9 nasunął mi się inny. Dlaczego i na jakiej podstawie dyskryminuje się dużą część społeczeństwa, wymagajac by jednym z z wymogów zdobycia uprawnień przewodnika lub instruktora rekraacji ruchowej w jakiejś tam dziedzinie konnej, kajakowej, itd było posiadanie wykształecenia średniego. Jak dla mnie człowieka przybyłego po latach zza oceanu to jawna dyskryminacja nie mająca najmniejszego związku ze znajomością zagadnienia bycia instruktorem czy przewodnikiem w konkretnej dziedzinie. Mało, śmiem twierdzić, że przeciętny rodowity góral Beskidzki po 4 klasach szkoły gminnej wie więcej o swoich górach i znacznie lepiej w nich jest obyty niż 25 letni student po kursie.
Podobnie dlaczego w świetle tych wymagań człowiek mający za sobą np 20 tys km w kajaku, udział w przeróżnych ciężkich wyprawach na różne trudne wody a posiadający wykształcenie podstawowe, nie może być instruktorem kajakarstwa a może nim być absolwent liceum który w tym kajaku często przepłynął tylko kilkaset km i zagadnienie zna czysto powierzchownie i to z rzek dość niewymagających.
Dlaczego człowiek wspaniale jeżdżący konno na trudnych koniach od 30 lat, znający i szanujący konie, dla którego jazda konna to codzienność, umiejący wiedzę przekazać a posiadający wykształcenie zawodowe, nie może być instruktorem jazdy konnej, a może nim być 20 letni absolwent technikum mający za sobą kilkadziesiąt godzin w siodle?
Widze tu w kraju ciagle istniejące gigantyczne przeświadczenie o wartości papierka i pieczątki. Posiadanie przez kogoś dokumentu o wykształceniu średnim nie jest i nie było nigdy ani świadectwem większej wiedzy ani wyższych cnót moralnych czy duchowych. Dowodzi tylko że dana osoba posiadła jakiś podstawowy zasób przekazywanej wiedzy, ale nie oznacza to, że osoba nie mająca tego wykształcenia takiej wiedzy nie posiada. Nie każdy miał możliwośc kontynuować naukę.
By zdobyć uprawnienia przewodnika czy instruktora powinny liczyć się tylko umiejętności związane z konkretną dziedziną, a nie stwarzanie sztucznych barier.
Dlaczego np w USA i Kanadzie by być przewodnikiem, lub uczyć jazdy konnej a także by zrobić licencję pilota nie potrzeba ŻADNYCH dokumentów o wykształceniu?
Tak jak napisałem dla mnie to jawna dyskryminacja, i mimo że mnie sprawa nie dotyczy, sam mam bowiem wykształecenie wyższe i wykładam na uczelni wyższej, dziwi mnie to. Często bowiem z racji podróży spotykam osoby wiedzące w niektórych dziedzinach znacznie więcej niż ja, mimo nie posiadania przez nie żadnego wykszatłecenia. W USA nie dziwi nikogo odczyt czy wykład na renomowanej uczelni prowadzony przez kogoś o dużej wiedzy a nie posiadającego żadnego znaczącego wykształcenia. Ekstremalne spływ raftingowe często prowadzą osoby wysoce doświadczone ale nie posiadające żadnego poza podstawowym wykształecenia a czasem i tego nie. Po trudnych górach przewodnikami są tamtejsi mieszkańcy i myśliwi znający każde tajniki tych gór i umiejący poradzić sobie w każdej sytuacji bez pomocy z zewnątrz, a często i bez wyszukanych zdobyczy techniki. Liczy się bowiem ich wiedza i umiejętności w danej dziedzinie a nie posiadanie wykształcenia.
Czy takie ograniczenie jest zgodne z Polską konstytucją która gwarantuje jednak równość obywateli wobec prawa?

Temat: Re: Kursy przewodników
Autor: Łukasz Aranowski
Data: 2004-07-27 09:05:10

Witam!!!

Kolejny problem, stworzony sztucznie przez ustawę, której w ogóle nie powinno być... :-)

Nie negując tezy udowadnianej w liście przyczepić się muszę do argumentacji:

> Mało, śmiem twierdzić, że przeciętny rodowity góral Beskidzki
> po 4 klasach szkoły gminnej wie więcej o swoich górach i znacznie
> lepiej w nich jest obyty niż 25 letni student po kursie.

Absolutna nieprawda.
Nikt nie wie tak mało o swoich górach jak miejscowi. Często wręcz chełpią się tym, że mimo iż od urodzenia mieszkają pod jakąś górą, to nigdy nie byli na jej szczycie. Chlubne wyjątki osób autentycznie zainteesowanych swoim regionem to niestety rzadkość. Choć z całością wywodu zgadzam się o tyle, że dla mnie stawianie JAKICHKOLWIEK barier przed osobami chcącymi inne osoby wieść w góry (czy po miastach) jest idiotyczne, to jednak ten argument jest nienajlepszym...

Pozdrawiam,
Łukasz
--
Łukasz Aranowski
Strona domowa: http://www.mendel.pl/
Facebook: https://www.facebook.com/laranowski

Temat: Re: Kursy przewodników
Autor: Przodownik 1811
Data: 2004-07-27 10:03:06

>Absolutna nieprawda.

Nie zgadzam się z tak kategorycznym stwierdzeniem. Co najwyżej po części nieprawda.

>Nikt nie wie tak mało o swoich
>górach jak miejscowi. Często wręcz
>chełpią się tym, że mimo iż od
>urodzenia mieszkają pod jakąś
>górą, to nigdy nie byli na jej
>szczycie.

Podobnie bywa w dużych miastach. Mieszkańcy dużych miast to w większości ludzie, którzy poza centrum, miejscem pracy i swoim blokowiskiem, gdzie sypiają, nigdzie byli i nic nie wiedzą.

Ale są też pasjonaci - miłośnicy swojego miasta, którzy m.in. zostają przewodnikami. Podobnie bywa w górach. Miejscowy pasjonat i miłośnik swojego regionu na pewno może być dobrym przewodnikiem bez względu na posiadane wykształcenie.

Temat: Re: Kursy przewodników
Autor: Piotr Rościszewski
Data: 2004-07-27 13:51:19

Swojego czasu pamiętam pana (nie pamiętam nazwiska), który miał tylko kurs palacza, a w swoim kole PTTK organizował i osobiście prowadził świetne wycieczki. Był problem, żeby nadać mu uprawnienia przodownika turystyki pieszej. Gdybym nie podpisał jego wniosku, to zrobiłbym dużą krzywdę ludziom, którzy mu zaufali, jeżdżąc na jego wycieczki. Pomimo upływu wielu lat nadal uważam, że przyznanie mu uprawnień było słuszną decyzją.
Wszystkie warunki mają sens w przypadku ludzi o przeciętnych zdolnościach, natomiast niektóre warunki nie powinny mieć charakteru obligatoryjnego.
Wszystko zależy od tego, czy osoby podejmujące decyzje potrafią za nie odpowiadać, czy tylko zasłaniać się przepisami.
Moje pierwsze odznaczenie w PTTK otrzymałem, chociaż nie spełniałem warunków formalnych. Po prostu ktoś chciał mi je przyznać, chociaż na to nie liczyłem. Widocznie wniosek podpisywał ktoś, kto miał odwagę i autorytet. Szkoda, że teraz takich odważnych ludzi wyraźnie brakuje. Zamiast tego ktoś, kto wyraźnie przyrósł do krzesła wypisuje, że ocenia ludzi na podstawie miejsca zamieszkania, a nie kwalifikacji.

Pozdrowienia

Piotr